Na pięć minut przed dwunastą nastąpiło zamieszanie w liniach lotniczych prowadzących rejsy do Sydney. Kierownictwa niektórych ekip olimpijskich oraz poszczególni zawodnicy zaczęli nagle przesuwać terminy wylotu. Poprzednio ze względu na aklimatyzację chodziło o to, aby przylecieć do Australii jak najwcześniej, obecnie zaś – jak najpóźniej. Powodem jest decyzja komisji medycznej MKOl wprowadzająca badania antydopingowe za pomocą analizy krwi oraz wyrywkowe kontrole przed startem od momentu zamieszkania w wiosce olimpijskiej.
To jedno z ostatnich wielkich wydarzeń w rozliczaniu przeszłości byłej NRD, choć wyroki jeszcze nie zapadły. Nawet jeśli sędzia zdąży przed przerwą urlopową, to oskarżeni – szefowie enerdowskiego sportu – dostaną po kilkanaście miesięcy z zawieszeniem, może jeszcze jakąś grzywnę, i krzywo uśmiechnięci pójdą do domu. Po członkach biura politycznego – z Erichem Honeckerem, Egonem Krenzem i Günterem Schabowskim, po generalicji enerdowskiej armii i pogranicznikach winnych śmierci uciekinierów, po zgrywającym na sali sądowej idiotę sędziwym szefie enerdowskiej bezpieki Erichu Mielke i wreszcie po sędziach ferujących wyroki śmierci na przeciwników reżimu, oni są ostatni. 3 października przestępstwa władz enerdowskich ulegają przedawnieniu.
Kontuzje, słaba forma i wreszcie dyskwalifikacje za stosowanie dopingu zdziesiątkowały szeregi faworytów odbywających się właśnie w Sewilli mistrzostw świata w lekkiej atletyce. A miała to być generalna próba sił, zwłaszcza dla panujących od lat w swoich konkurencjach i zbliżających się do końca kariery mistrzów, na rok przed igrzyskami olimpijskimi w Sydney. Co się więc stało, że aż tylu sław zabrakło na starcie?
Mamy kolejną aferę dopingową w sporcie. Lider wyścigu kolarskiego Giro d´Italia Marco Pantani w przeddzień zakończenia zawodów został z nich wykluczony, ponieważ stężenie krwi zawodnika przekraczało dozwoloną normę. Pantaniemu zawieszono kolarską licencję i nie zezwolono na kontynuowanie wyścigu dla jego własnego bezpieczeństwa, a nie z powodu udowodnienia winy.
Sensacyjne wywiady, tajemnicza apteka w Bolonii i tajne laboratorium w Rzymie. Podejrzenia i pomówienia, podsłuchy i zasadzki, przesłuchania i zeznania, plotki i dowody! Afera dopingowa we włoskim futbolu roznamiętnia Włochów.
Jej niewiarygodnych rekordów na 100 i 200 metrów nie pobito od dziesięciu lat. W pamięci kibiców zapisała się rzadkiej klasy urodą i nowatorską na stadionie stylizacją postaci: ostry makijaż, kolorowe, kilkucentymetrowe paznokcie i jaskrawy, obcisły, "jednonożny" (one legger) kostium ze spandexu. Dzięki Florence Griffith Joyner damski sport odzyskał seksapil, zagubiony w epoce umięśnionych kobiet robotów z NRD i ZSRR.
Sport przekroczył granice ludzkich możliwości. Ustanawianie nowych rekordów świata czy też przejechanie na rowerze kilku tysięcy kilometrów, w tym alpejskich etapów Tour de France, jest niemożliwe bez farmakologicznego dopingu. Udowodniły to wpadki kolarzy dwóch zawodowych grup podczas tegorocznego wyścigu dookoła Francji oraz niemal w tym samym czasie amerykańskich lekkoatletów podczas Igrzysk Dobrej Woli w Nowym Jorku. Tym większy szok wywołała wypowiedź przewodniczącego MKOl Juan Antonio Samarancha, który zapowiedział liberalizację przepisów antydopingowych. Czyżby sport ugiął się przed dopingiem?
Dziewczyny mają pływać, a nie śpiewać - odpowiedział trener Rolf Glaser zapytany, dlaczego pływaczki NRD mówią grubym głosem. Wiadomo już, że sportowcy wschodnioniemieccy byli świetni dzięki niebieskim tabletkom hormonalnym. Zdobyli 500 medali olimpijskich. Dziś trenerzy i lekarze z byłej NRD są oskarżani o nieludzkie eksperymenty i znęcanie się nad nieletnimi. Inni pracują po całym świecie.