Fora dyskusyjne roją się od internetowych trolli. Ich bezlitosna postawa od lat jest przedmiotem badań psychologicznych.
Nie zamierzam twierdzić, że tylko jedna (mianowicie prawicowa) strona ponosi winę za obecny konflikt w Polsce.
Pojawił się kolejny dowód, że prokuratorom obecnej władzy nieobce są wszelkie łamańce logiczne, prawne i etyczne, byleby ochronić jej ideologiczne ikony.
Skrajna prawica wchodzi w spór z Facebookiem. Oczywiście pod pretekstem obrony wolności słowa i suwerenności krajowej.
Ks. Jacek Międlar folguje sobie w sieci (i poza nią), nie ponosząc żadnej wyraźnej odpowiedzialności. Serwis Zuckerberga średnio sobie radzi z takimi przypadkami.
Dominik Tarczyński, debiutujący w parlamencie poseł PiS, pisze do Lecha Wałęsy: „Bolek mówi przez media do posła na Sejm RP, że wyrwie mnie z korzeniami. Zapraszam Cię na solo, bydlaku!”.
Dlaczego prokuratura nigdy szczególnie nie kwapiła się do wszczynania postępowań wobec hejtu, od lat wylewającego się z mediów, za które odpowiedzialny jest Tadeusz Rydzyk?
Hejter to w kulturze popularnej wróg, przeciwieństwo fana. Warto poszukać początków hejterskich tradycji w dawnych reakcjach na muzykę The Beatles, Queen czy Pink Floyd.
Wszystkie partie polityczne przekonały się ostatnio, że nastroje internautów są zmienne, a hejt może być skuteczną bronią w walce nie tylko wyborczej. Komu internauci sprzyjają, a komu nieszczególnie?
„Dobrze, że zdechł” – to o dziecku, które zginęło w wypadku. Podobnie – o zmarłej przedwcześnie blogerce i chłopcu, który popełnił samobójstwo. To internetowe wpisy zorganizowanych sadystów.