Jarosław Kaczyński zapowiedział przed wyborami politykę miłości. Gdy wilki wdziewają owcze skóry, trzeba zmykać na drzewo. Albo przygotować się do wojny.
PiS nie przedstawił jeszcze programu, a już pokazuje jedynki na listach wyborczych. Na kogo i dlaczego stawia Jarosław Kaczyński?
Prezydent wie, że Jarosław Kaczyński chce wyborów 13 października. Kłopot w tym, że Andrzej Duda oficjalnie tej decyzji jeszcze nie podjął, a termin zdążył już ogłosić premier Morawiecki.
Politycy PiS, a w ślad za nimi zachwyceni dziennikarze TVP, nazywali katowicką konwencję partii burzą mózgów i mrowiskiem pomysłów. Z bliska wyglądało to jak uroczysty zjazd sytej partii władzy.
Działacze bardzo starają się być dostrzeżeni. Szef struktur PiS Joachim Brudziński ogłosił, że „listy wyborcze są już na biurku prezesa Kaczyńskiego”, a nikt nie chciałby przecież zostać z nich w ostatniej chwili wykreślonym.
Władza zapowiada, że po wygranych wyborach przeprowadzi repolonizację mediów. W praktyce może to oznaczać przejmowanie wskazanych tytułów przez wskazanych ludzi. Taką operację Jarosław Kaczyński raz już przeprowadził. POLITYKA dotarła do akt sprawy, która odsłania kulisy jego starań o gazetę „Express Wieczorny”.
W Polsce PiS wicemarszałek Sejmu stawia na baczność ministra, szeregowy (w teorii) poseł – tegoż marszałka, a gros rodaków nie widzi w tym nic nienormalnego. I dalej na taką Polskę głosuje.
Z takich okazji jak zacnie okrągłe, bo siedemdziesiąte, urodziny sporządza się zwykle bilans osiągnięć jubilata. W przypadku Jarosława Kaczyńskiego jest z tym kłopot. Ba, musiałby to być raczej antybilans.
„Nie taka była umowa” – pisze Marek Falenta w liście do Jarosława Kaczyńskiego, ujawnionym przez „Gazetę Wyborczą”. Biznesmen oczekiwał ochrony i ułaskawienia w zamian za pomoc w wygraniu wyborów.
Zaledwie pięć lat temu Andrzej Duda został szefem kampanii PiS do europarlamentu.