Jak przekazali nam bliscy Jerzego Pilcha, zgodnie z jego ostatnią wolą spocznie w Kielcach, a uroczystość będzie miała charakter rodzinny. Pisarz nie chciał być żegnany z wielką celebrą.
Do niedawna widywało go się w kapeluszu panama spacerującego po śródmieściu Warszawy. Jego była Wisła i Kraków, i Warszawa, którą też umieścił w powieściach – razem z szewcem i pralnią z ulicy Hożej.
Podobnie jak w prozie Jurek nigdy w rozmowach nie zdradzał cienia wulgarności, choć swoim zwyczajem lubił od czasu do czasu posłużyć się ironią, której zresztą był mistrzem.
Pół wieku spędziliśmy wspólnie na szlaku. Jurek miał ciekawość ludzi, dar ich obserwacji i portretowania bez retuszu, ale zwykle z empatią.
Jerzy Pilch opowiada o swoim życiu na wózku i wraz z opiekującą się nim Kingą Strzelecką apeluje o uwolnienie armii uwięzionych niepełnosprawnych.
Najnowsza książka prozatorska Jerzego Pilcha „Żółte światło” wpisuje się doskonale w nowy etap twórczości tego autora.
Wysoce prawdopodobne, że odkrywane w tym tomie karty z przeszłości to zapowiedź oczekiwanej od dawna „Autobiografii w sensie ścisłym”.
Dopiero teraz zaczynam coś rozumieć z życia, czyli z literatury – mówi Jerzy Pilch w rozmowie o końcu świata, pisaniu i tych czytelnikach, którzy go nie ciekawią.
Książka momentami przypomina felieton, esej czy dziennik.
Znając Pilcha, nie należy się spodziewać rasowego science fiction, lecz raczej przenikliwego stadium samotności, wzbogaconego, rzecz jasna, o osobiste wątki rodzinno-wiślańskie.