Niedawno na łamach „Gazety Wyborczej” ukazał się apel grupy reżyserów filmowych do KRRiTV oraz Sejmu i Senatu w sprawie wstrzymania emisji programu pt. „Amazonki”, którego rozpoczęcie Polsat zapowiedział na 8 lipca br. „Polityka” zwróciła się do Juliusza Machulskiego, który nie podpisał się pod listem, o skomentowanie jego stosunku do reality show.
Biznesmen grany przez Marka Kondrata trafia przypadkiem na wieś postpegeerowską, gdzie poderwie zgnuśniałych włościan do czynu, otwierając wytwórnię najtańszych win w okolicy. Śmiesznie ma być już w scenie angażowania pracowników do firmy, np. gdy Stanisława Celińska dowiedziawszy się, że zatrudniona zostanie przy kupażu, odpowiada wniebowzięta: Mogę pracować i przy kupach! Widać wysiłki twórców, by dalej było jeszcze śmieszniej.
Nie tylko książki miewają swoje losy – filmy też. Bywa, że stare obrazy wracają ponownie na ekrany, rozpoczynając nowe życie, nieraz ciekawsze od pierwszego. Najczęściej powodem ponownych premier jest twórcze wykorzystanie nowych zdobyczy techniki (udźwiękowienie, kolorowanie kadrów czarno-białych). Od paru sezonów na Zachodzie pojawiają się tzw. wersje reżyserskie, czyli autorskie – twórca na nowo montuje swój film, dodając sceny, które kazał mu usunąć producent lub cenzor. Niedawno nową wersję „Ziemi obiecanej” przedstawił Andrzej Wajda. Kto następny? Czy i co zmieniliby w swoich znanych filmach wybitni twórcy, gdyby je reżyserowali dziś?
Juliusz Machulski jest pierwszym polskim reżyserem, rozpoczynającym działalność artystyczną w czasach PRL, który w ogóle nie chciał uwierzyć w leninowską maksymę głoszącą, iż kino jest ze wszystkich sztuk najważniejsze. Nic podobnego, film ma być dobrą rozrywką, bez dodatkowych zobowiązań. Trudno się więc dziwić, że ówcześni szefowie kinematografii bez entuzjazmu przyjęli jego pierwszy projekt, "Vabank", który był komedią kryminalną w stylu retro.