Czy nowy hit Netflixa wstrząśnie sumieniami widzów, czy tylko stanie się kolejnym narzędziem do odwracania wzroku?
Ultraprawicowy prezydent Brazylii nie ustaje w krucjacie obwiniania innych o nieszczęścia jego kraju. Wcześniej byli to przedstawiciele mniejszości seksualnych, aktywiści społeczni i światowi przywódcy, a ostatnio... Leonardo DiCaprio.
Quentin Tarantino to twórca wyjątkowy – bezkompromisowy, odważny, często szokujący. Właściwie nie zdarzają mu się słabsze momenty w kinie, a każdy kolejny film to wielka uczta dla kinomanów. Jako jeden z nielicznych twórców cieszy się uwielbieniem zarówno wśród krytyków, jak i publiczności. 16 sierpnia do kin wchodzi jego najnowsze, dziewiąte, dzieło – obraz „Pewnego razu… w Hollywood”, słusznie określany jako najgorętsza premiera tego lata. W filmie zobaczymy m.in. Brada Pitta, Margot Robbie, Leonardo DiCaprio, Ala Pacino oraz Rafała Zawieruchę w roli Romana Polańskiego.
„Titanic” uczynił go obiektem westchnień nastolatek, ale dopiero Oscar przyznany za prawie niemą rolę w „Zjawie” (od 5 października do kupienia z POLITYKĄ) przypieczętował jego wizerunkową metamorfozę.
W prześmiewczych fotomontażach i niewinnych ilustracjach jest jednak duża doza życzliwości. Nawet w tym 15-sekundowym filmie bez szczęśliwszego zakończenia.
Akademia zaskoczyła. Nagrodę za najlepszy film odebrali twórcy dramatu „Spotlight”. Spodziewany sukces odniósł za to Leonardo DiCaprio. Najwięcej statuetek zebrała zaś superprodukcja „Mad Max: Na drodze gniewu”.
Typujemy odpowiedzi na największe pytania oscarowej nocy. „Zjawa” czy „Spotlight”? DiCaprio czy... DiCaprio?
Google opublikował coroczną listę nominowanych do Oscara, porządkując kandydatów według ich (statystycznej) popularności. Kto dostałby statuetkę, gdyby decydowali internauci?
Najwięcej statuetek mogą wywalczyć „Zjawa” Alejandro Gonzáleza Iñárritu oraz „Mad Max: Na drodze gniewu” George’a Millera.
Żadnej nagrody nie wywalczył zaś tegoroczny faworyt – melodramat „Carol”.