Młoda lewica rzuca wyzwanie starym liberałom. Ten nowy konflikt pokoleń ma silne emocjonalne zakorzenienie. Ale zarazem jest politycznym nonsensem.
Prezydencki bój Roberta Biedronia to kolejna próba dla lewicy, którą w najbliższych latach czeka wielki polityczny sprawdzian. Nic jeszcze nie jest przesądzone: ani sukces, ani klęska. To dopiero początek drogi.
Lider Wiosny zacznie kampanię w niedzielę w Słupsku, którym rządził przez cztery lata. Lewica chce pokazywać Biedronia jako dobrego gospodarza, który pamięta o małych i średnich miastach.
Zmiana na stanowisku szefowej komisji rodziny pokazała, jak PiS bezpardonowo łamie swoje własne ustalenia.
Szef Wiosny stracił dawną świeżość i nie sprawdził się jako lider. Lewica nie ma jednak nikogo, kto dawałby jej szanse na lepszy wynik.
O Robercie Biedroniu, który ma być kandydatem Nowej Lewicy w tegorocznych wyborach prezydenckich, Włodzimierz Czarzasty powiedział w niedzielę w programie „Śniadanie w Polsat News”.
Wybory prezydenckie będą kluczowe dla lewicy – pokażą, czy jest w stanie ugruntować zdobyte dość niespodziewanie w wyborach do Sejmu kilkunastoprocentowe poparcie. Liderzy tej formacji zdają się tego nie dostrzegać.
Jeśli ostatecznie wystartuje polityczka stosunkowo mało znana – jak Gabriela Morawska-Stanecka czy Agnieszka Dziemianowicz-Bąk – będzie miała trudne zadanie przekonania do siebie milionów wyborców.
Nowa Lewica – tak będzie się nazywać ugrupowanie powstałe z połączenia Wiosny i SLD. Wierchuszka obu partii jest przekonana, że może na tym mariażu tylko zyskać.
Czy zyskujący popularność szef wciąż niepopularnej partii może stać się liderem opozycji?