Antysemityzm, ksenofobia, rasizm nie wywołują w Polsce zbyt wielkich emocji. Stały się częścią społecznego życia. Tolerowaną przez wymiar sprawiedliwości, media, polityków. Macha się na nie ręką jako na nieszkodliwy margines. Niesłusznie, Polska ma z tym problem. Coraz większy.
Głogów ma kłopot – wygląda turystów i inwestorów, więc potrzebuje dobrej reklamy. Tymczasem do mediów przedostają się tylko złe wieści związane z miastem. O gimnazjalistach, którzy zakatowali bezdomnego. Albo o skinowskiej młodości Piotra Farfała, wiceprezesa TVP.
Na celowniku rosyjskich skinów i młodych nacjonalistów znaleźli się kolorowi studenci i obywatele byłych azjatyckich republik radzieckich. Bo są czarni, czyli gorsi.
W Paryżu, w miejscu, gdzie znaleziono konającego młodego Żyda Ilana Halimi, zasadzono drzewo – w hołdzie dla ofiary i na znak jedności Francuzów przeciwko antysemityzmowi.
To teraz największa organizacja młodzieżowa w kraju, taki nowy kadrowy Komsomoł. Ale ludziom trudno się połapać, o co Naszym tak naprawdę chodzi. Raz mówią, że są opozycją, innym razem pieką kiełbaski na działce u Putina. Szykują w Rosji rewolucję, a za chwilę mówią, że nie wolno dopuścić do tego, co się stało na Ukrainie.
Upodobanie wielu polityków do języka wojującego patriotyzmu budzi obawy, że oto do Polski wraca nacjonalizm, że jakaś nowa endecja puka do bram.
Czy bogata Norwegia, która wielu ludziom jawi się jako raj na ziemi, może mieć jakiekolwiek kłopoty? A jednak.
Pojednanie narodów po krwawych konfliktach trudne było w Europie. W Azji, która na nie czeka, wydaje się wręcz niemożliwe. Iskrzy między Chinami, Japonią i Koreą.
Już nie noszą zielonkawych koszul. Nie mówią o sobie: „Bojówki”. Tak trzeba, skoro się weszło w orbitę polityki. Poza tym bez zmian: Wroga – niszczyć, Boga – kochać, Organizację – wspierać.