Uwaga na Rumunię! Ten kraj, uchodzący w oczach Polaków za zacofany, zaczyna nas gospodarczo wyprzedzać. Łączy nas natomiast wiele podobieństw politycznych.
Kiedy trzeba wygrać wybory, warto odwołać się do Boga. W walce o władzę populiści w Ameryce Łacińskiej coraz częściej korzystają z religii.
Nowa europejska choroba? We Włoszech, w Niemczech, teraz na Węgrzech wcześniej we Francji w referendum konstytucyjnym, też w Polsce – nie ma wyraźnych zwycięzców w głosowaniach. Wybory idą na remis, nie dając nikomu silnego mandatu do rządzenia.
Na scenie politycznej w Ameryce Łacińskiej indiańskie ponczo i sweter w pasy zastępują dwurzędowy garnitur od Armaniego. Powodzeniem cieszy się repertuar populistyczny.
Jarosław Kaczyński ma dużo dobrych chęci, ale brukuje nimi drogę do polskiego piekła. Jeśli będzie tą drogą szedł dalej, polityczne piekło pochłonie i jego.
Wieść o religijnych sporach, które u naszych sąsiadów zdruzgotały reformatorski rząd, utrwali przekonanie, że Słowacja to uproszczona wersja Polski. Nic bardziej mylnego: przyczyną kryzysu nie jest fundamentalizm, tylko pieczołowita kalkulacja politycznych zysków i strat.
W latach 30. Argentyna była najważniejszym i najbogatszym krajem Ameryki Łacińskiej, latynoską Europą. Jak to się stało, że właśnie tu narodził się peronizm, prawzór wszystkich populizmów, a wraz z nim legenda Evity?
Przyglądajmy się Litwie. Zwykło się mówić, że wydarzenia polityczne na Litwie prognozują te w Polsce. Tak było dotąd ze zmianami u władzy: lewica–prawica. Dziś nad Wilią na inteligencję padł strach. Zdumiewającą karierę robi populistyczna partia i coraz mocniejsze jest podejrzenie, że Moskwa rozgrywa w Wilnie swoje karty.
Odkąd nowy dziennik „Fakt” zaczął rywalizować z „Super Expressem”, i odwrotnie, życie posłów zmieniło się nie do poznania. Teraz wszyscy występują w niekończącej się bulwarowej komedii. Jak na przykład poseł Dorn z Prawa i Sprawiedliwości.