Wyrównania wynagrodzenia za pracę na kwotę prawie 2 mln zł zażądało w pozwie przeciwko prezesowi Narodowego Banku Polskiego sześciu członków Rady Polityki Pieniężnej (RPP). Zmasowana krytyka pod adresem Rady wojującej z rządem o wysokość stóp procentowych zmieniła się w jednej chwili w głośne żądanie głów ludzi pazernych na pieniądze.
W ostatnich miesiącach gwałtownie spadło tempo wzrostu gospodarczego. Dramatycznie powiększają się kłopoty budżetu i wzrasta bezrobocie, co grozi niekontrolowanym wybuchem społecznym. Czy to już kryzys gospodarki i państwa? I co można zrobić, żeby wydobyć się z tych tarapatów?
Po raz trzeci w tym roku Rada Polityki Pieniężnej obniżyła podstawowe stopy procentowe. Zrobiła to, mimo że od dwóch miesięcy główny wskaźnik inflacji rośnie, a budżet państwa ma niedobory oceniane na kilka, a nawet kilkanaście miliardów złotych. Tym dość nieoczekiwanym ruchem Rada zaprzeczyła własnej wcześniejszej argumentacji w obronie wysokich (realnie – najwyższych w Europie) stóp procentowych.
Eksporterzy biją na alarm: ich firmom zagraża fala upadłości, a pracownikom masowe zwolnienia. Wszystko zaś za sprawą wysokiego kursu złotego, który rujnuje opłacalność wywozu. Tymczasem w ciągu pierwszych czterech miesięcy 2001 r. wartość eksportu sięgnęła 10 mld dol., a w kwietniu jego roczna dynamika wyniosła prawie 30 proc. Jak to wszystko pogodzić i wytłumaczyć?
Kilka zaledwie głosów przesądziło o tym, że posłom nie udało się ograniczyć niezależności Narodowego Banku Polskiego. Niewątpliwie wpływ na ostateczne głosowanie miało wystąpienie premiera, który – choć rząd się z NBP spiera – wystąpił jednoznacznie w jego obronie.
W minionym tygodniu Rada Polityki Pieniężnej o jeden procent obniżyła podstawowe stopy banku centralnego. Analitycy zgodnie orzekli, że to kompromis, który niczego nie załatwia. Początkowo jedynym widocznym efektem tej decyzji był gwałtowny wzrost siły polskiej waluty (poniżej 4 zł za 1 dolara!). Bardzo mocna złotówka i coraz wolniej kręcąca się gospodarka – to niebezpieczne połączenie.