Przekaz TVP można podsumować tak: Rafał Trzaskowski nie ma szans na zwycięstwo, więc możecie sobie – zwolennicy rywala Andrzeja Dudy – darować udział w drugiej turze.
Sztab prezydenta Dudy usiłuje prawami osób LGBT przyprzeć Rafała Trzaskowskiego do muru. Ta taktyka polega na założeniu, że homofobia ciągle „żre” w elektoracie.
Swego czasu prof. Jan Woleński przypomniał tu obserwację Alexisa de Tocqueville’a: „Demokracja kończy się wtedy, kiedy rząd zauważy, że może przekupić ludzi za ich własne pieniądze”.
Jeśli opozycja demokratyczna w całej swojej różnorodności nie zdobędzie się na jednoznaczne wsparcie Trzaskowskiego, to nie tylko nam, obywatelom, może zgotować smutny los, ale i sobie.
Do udziału w wyborach za granicą zapisało się kolejne 140 tys. obywateli, to już łącznie ponad pół miliona. Zagłosować chciałoby więcej osób, ale blokuje je... MSZ.
Polsce potrzebny jest prezydent racjonalny, mierzący zamiary na siły, a nie odwrotnie. A gdy ktoś głośno dmie w róg obfitości, to musi być pusty.
Andrzej Duda może liczyć na 52 proc. poparcia, a Rafał Trzaskowski na 48 proc. – wynika ze średniej sondażowej. Ale nawet jeden sondaż może znowu doprowadzić do remisu.
Na razie nie widać klarownej diagnozy, koncepcji. Działania Trzaskowskiego po pierwszej turze wyglądają na improwizowane. W sondażach słabnie, a czas płynie nieubłaganie i za chwilę będziemy na półmetku dogrywki.
Wszyscy chyba zdają sobie sprawę z tego, jak fatalne wrażenie wywołałoby odstąpienie od debaty prezydenckiej w ogóle. Społeczeństwo czeka na to widowisko.
Jak będą wyglądały przepływy elektoratu od innych kandydatów? Ilu nowych wyborców może pozyskać Andrzej Duda, a ilu Rafał Trzaskowski? Jaka powinna być ich taktyka na ostatniej prostej? Rozmowa z politologiem prof. Markiem Migalskim z Uniwersytetu Śląskiego.