Recep Erdoğan pozostaje nieugięty w sprawie akcesu Szwecji do NATO, a sytuację zaogniają ostatnie incydenty: powieszenie jego kukły przed ratuszem w Sztokholmie i publiczne spalenie Koranu. Finlandia też już się niecierpliwi.
Burmistrz Stambułu Ekrem İmamoğlu mimo zagrożenia więzieniem wciąż jest największą nadzieją opozycji na zakończenie w nowym roku 20-letnich rządów Erdoğana.
Prezydent Recep Tayyip Erdoğan w weekend zapowiedział turecką interwencję lądową w kontrolowanej przez Kurdów północnej Syrii. Tureckie ataki lotnicze trwają tam już od tygodnia.
Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdoğan nazwał eksplozję, do której doszło w niedzielę na popularnej ulicy w centrum Stambułu, „haniebnym atakiem”. Prokuratura prowadzi śledztwo, krajowe media otrzymały zakaz informowania o wybuchu.
Nowy premier Szwecji Ulf Kristersson pojechał do Ankary, by odblokować akcesję swojego kraju do NATO. Ale turecki prezydent Recep Tayyip Erdoğan znów chce zabłysnąć na scenie międzynarodowej i poprzeczkę zawiesza wysoko.
Turcja, popadająca w coraz większy kryzys gospodarczy, chętnie skorzystałaby na handlu gazem. Jednak eksperci gazowi, i to nawet rosyjscy, nie kryją, że pomysł jest księżycowy, a jego realizacja mało realna. Ze stu powodów.
Akcesję do NATO jednoznacznie popierają główne siły polityczne w obu nordyckich krajach. Po drugiej stronie negocjacyjnego stołu takiej jedności nie ma – głównie za sprawą groźby tureckiego weta.
Turcja od kilku lat próbuje wykonać szpagat: zachować przynajmniej poprawne relacje z Rosją, a jednocześnie wzmocnić Ukrainę, żeby zapobiec rosyjskiej dominacji w basenie Morza Czarnego.
Turcja ze swoją upadającą walutą i szalejącą inflacją stoi u bram gigantycznego kryzysu. Recep Tayyip Erdoğan, który jest ojcem tureckiego sukcesu gospodarczego, może się okazać jego grabarzem.
Prezydenci Turcji i Rosji spotkali się, żeby omówić najpilniejsze kwestie i załagodzić napięcia między krajami. Interesy znów mogą się okazać silniejsze i ważniejsze niż wzajemne animozje.