Jednak prezydent Turcji na pewno nie podda się bez walki. Nie można wykluczyć nawet nielegalnego przełożenia daty głosowania, sfałszowania wyborów czy nieuznania porażki.
Czytaj też: Patrzmy na Turcję. Erdoğan pierwszy raz od 20 lat nie będzie faworytem
Stracił węch polityczny
6 lutego trzęsienie ziemi przyniosło śmierć co najmniej 35 tys. Turków. Według szacunków ONZ liczba ofiar może wzrosnąć ponaddwukrotnie, czyniąc je najkrwawszym w historii Turcji. Pośrednie i bezpośrednie straty ekonomiczne są szacowane na ok. 10 proc. PKB.
Wielka tragedia wywołała wściekłość Turków na rządzącą od 20 lat Partię Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) Erdoğana, zdecydowanie mniej popularną niż kilka lat temu. On i jego formacja są obwiniani za niedoinwestowanie służb ratowniczych oraz korupcję w sektorze budowlanym. Dla prezydenta sytuacja robi się krytyczna, gdyż wściekłość jest z oczywistych powodów szczególnie silna w regionach, które najbardziej ucierpiały, a zdecydowaną większość z nich stanowią bastiony AKP.
Co więcej, blisko 70-letni Erdoğan stracił węch polityczny. Na miejsce tragedii przyjechał po… 57 godzinach. Trzęsienie ziemi może okazać się gwoździem do jego politycznej trumny. Wkrótce będzie bowiem musiał wystartować w najtrudniejszym wyścigu wyborczym (do parlamentu i na prezydenta) w swojej karierze.
Czytaj też: W Turcji trzęsienia ziemi przewracają nie tylko budynki, ale i rządy
Ku demokracji i z powrotem
Okrutnym paradoksem historii może okazać się to, że AKP w 2002 r. doszła do władzy na fali niezadowolenia ze słabości państwa obnażonej podczas poprzedniego wielkiego trzęsienia, które miało miejsce w 1999. Jego epicentrum znajdowało się blisko Stambułu, a życie straciło „jedynie” 18 tys. osób. Po dojściu do władzy AKP i jej lider Erdoğan, starając się o negocjacje akcesyjne z UE, doprowadzili do bezprecedensowej demokratyzacji Turcji. Freedom House, amerykańska fundacja oceniająca od pół wieku systemy polityczne na świecie, uznała, że Turcja stała się najbardziej wolna w najnowszej historii i znajduje się na granicy awansu z kategorii krajów częściowo wolnych do wolnych.
Jednak proces integracji Ankary z UE bardzo szybko z różnych powodów spowolnił, a następnie zamarł. Bez unijnej kotwicy rozpoczął się proces dedemokratyzacji kraju. Elity, w tym wojsko rządzące Turcją do 2002 r., nie pogodziły się z utratą władzy i łamiąc prawo, ingerowały w życie publiczne. Natomiast Erdoğan i jego partia stawali się coraz bardziej autorytarni. Życie polityczne w Turcji zamieniło się w permanentną „wojnę” angażującą zwykłych Turków niczym fanatycznych kibiców piłkarskich.
Czytaj też: Czy tragedii dało się uniknąć? Mówi ekspert z MIT
Przełom nastąpił w 2016 r., gdy doszło do nieudanego zamachu stanu części wojskowych wymierzonego w Erdoğana. Doprowadził on do śmierci ponad 300 osób i został wykorzystany przez prezydenta do przeprowadzenia polowania na czarownice przeciw opozycji, likwidacji wolnych mediów głównego nurtu oraz wprowadzenia ustroju prezydenckiego. W efekcie Turcja została relegowana przez Freedom House do kategorii krajów niewolnych, choć z punktacją blisko częściowo wolnych. AKP nie udało się bowiem złamać opozycji. W wyborach parlamentarnych w 2018 r. partia prezydenta musiała wystartować ze skrajną prawicą, z którą teraz współrządzi. Co więcej, opozycja dokonała udanego kontrataku, zdobywając wielkie miasta w wyborach lokalnych w 2019.
Autorytaryzm, korupcja, gigantyczna inflacja
Autorytaryzm Erdoğana przełożył się na radykalny wzrost korupcji, „szaloną” politykę gospodarczą i kompletne podporządkowanie niezależnych instytucji. Według raportu Transparency International (100 – brak korupcji, 0 – totalna korupcja) wynik Turcji pogorszył się w dziesięć lat z 50 do 36. Między 2019 a 2021 r. Centralnym Bankiem Turcji kierowało trzech prezesów, aż kontrolę przejął nad nim Erdoğan. Karuzela stanowisk niespotykana nigdzie na świecie.
W latach 2018–23 (luty) lira osłabiła się wobec dolara pięciokrotnie. Pod koniec 2022 inflacja poleciała w kosmos, osiągając w październiku astronomiczny poziom (ponad 85 proc.), najwyższy wśród dużych gospodarek świata. AKP spadła wówczas w sondażach do ponad 25 proc., zaś opozycja zjednoczyła się w bloku sześciu partii (w tym założonych przez kluczowych byłych polityków AKP) i jej notowania przekroczyły 45 proc. Erdoğan w sondażach dotyczących drugiej tury przegrywał z każdym poważnym kandydatem opozycji, i to nawet o 15 proc. głosów.
Wybory w Turcji – przed, a może po terminie
Pod koniec 2022 r. sytuacja ekonomiczna zaczęła się powoli poprawiać. Inflacja w styczniu 2023 wyniosła „jedynie” 58 proc. Notowania AKP i prezydenta trochę odbiły. Erdoğan zadeklarował, że wybory parlamentarne i prezydenckie odbędą się 14 maja – ponad miesiąc przed regularnym terminem. Z jego perspektywy jest to konieczne, żeby mógł wystartować bez żadnych wątpliwości po raz trzeci (oczywiście jego prawnicy już przygotowali „opinię” stwierdzającą, że zmiana ustroju na prezydencki pozwala mu na to w każdym terminie).
Opozycja uznała, że trzeba pokonać Erdoğana w pojedynku na ubitej ziemi, czyli przy urnach wyborczych, i zgodziła się poprzeć w parlamencie wniosek ws. rozpisania wcześniejszych wyborów. Trzęsienie ziemi spowodowało, że AKP przestraszyła się ponownego spadku poparcia i znowu zaczęła kręcić. Niektórzy z jej liderów zasugerowali nawet przesunięcie wyborów na jesień. Nie pozwala na to konstytucja, której nie da się zmienić bez zgody opozycji. Ta ostatnia jest temu zdecydowanie przeciwna i deklaruje, że taka decyzja prezydenta będzie oznaczać zamach stanu.
Zwycięstwo opozycji teraz albo nigdy
Sytuacja może zrobić się bardzo niebezpieczna, gdyż wielu Turków posiada broń, a elektorat opozycji uwierzył – nie bez podstaw – że wybory wreszcie są do wygrania, „teraz albo nigdy”. Jednak akceptacja przez Erdoğana wyborów w maju lub czerwcu nie oznacza, że złoży broń. Reis („Wódz”, jak tytułują go wyznawcy) jest „przyspawany” do „tronu” niczym Makbet. Może zarówno próbować sfałszować wybory, jak i po głosowaniu „wymyślić” kruczki prawne, aby ich nie uznać (np. problemy z głosowaniem na terenach, gdzie doszło do trzęsienia).
Dlatego tak ważne jest uzyskanie przez opozycję jak największego poparcia. Może ono wywołać efekt kuli śniegowej wśród wyborców rozczarowanych AKP, żeby jednak w drugiej turze wyborów prezydenckich zagłosować na kandydata opozycji. Wówczas będzie ważna także postawa wyborców ugrupowania kurdyjskiego (10–12 proc. poparcia). Koalicja zjednoczonej opozycji – co nie będzie łatwe ze względu na nacjonalizm niektórych partii wchodzących w jej skład – musi przekonać ich, żeby nie zostali w domu. Im większa porażka Reisa, tym trudniej będzie mu sfałszować wybory albo nie uznać wyników. Inszallah, może wówczas w szeregach AKP ujawni się więcej Brutusów, którzy zaczną przechodzić na stronę opozycji, dołączając do byłych kolegów, a Erdoğan przejdzie wreszcie na polityczną emeryturę.
Czytaj też: Turcja wraca do Syrii? Kolejna wojna z Kurdami na horyzoncie