Obecna władza za wszelką cenę chce przekształcić polskie rzeki w barkostrady. Strach pomyśleć, że może zrobić to, od czego ucieka Europa.
To sztandarowy projekt PiS, zapowiadany na jednym wydechu razem z przekopem Mierzei Wiślanej i CPK. Z przyrodniczego punktu widzenia przedsięwzięcie jest skandaliczne, w dodatku wymaga układu z reżimem Łukaszenki.
Póki co – powodzi jeszcze nie ma. Na szczęście! Sytuacja jest jednak bardzo dynamiczna. Choć stan na środkowej Wiśle wydaje się na razie opanowany, wciąż zagraża nam czas, gdy ruszą wody z gór.
Fundacja WWF Polska rekrutuje do ogólnopolskiego programu „Strażnicy rzek WWF”. Docelowo armia strażników wolontariuszy ma monitorować 150 tys. km polskich rzek. Zwłaszcza tych średnich i małych.
Ekonomiści przestrzegają: cud gospodarczy, który ma się dokonać za sprawą regulacji rzek, jest bardziej niż wątpliwy.
Obrońców środowiska i naukowców zajmujących się przyrodą zelektryzowała wiadomość, że prezydent Andrzej Duda ratyfikował „Europejskie porozumienie o głównych śródlądowych drogach wodnych o znaczeniu międzynarodowym”.
Piszę jako wychowana nad Bugiem Podlasianka. Kiedy czytam, że rząd PiS spróbuje podnieść rękę na Bug, to chce mi się krzyczeć i płakać.
W Polsce 2017 będzie Rokiem Wisły. Na świecie powinien być czasem alarmu dla wielkich rzek.
Założenie: poczuć, że dookoła jest woda, a zarazem czuć się jak w domu. Efekt: pionierska nieruchomość, czy może raczej ruchomość – bo w końcu ten dom pływa.
Koniec świata! Główna polska rzeka skurczyła się w niektórych miejscach niemal o połowę. Co to będzie? I czy to prawda?