Silvio Berlusconi jest właścicielem Mediasetu, czyli trzech najważniejszych stacji komercyjnych. Jako premier ma też wpływ na trzy kanały telewizji publicznej RAI. W sumie kontroluje sześć największych stacji w kraju. Momentami sytuacja przybiera komiczny charakter, ale nie wszystkim jest do śmiechu.
Włoscy artyści postanowili uśmiercić Silvio Berlusconiego. Co prawda tylko w filmie i powieściach. Na pół roku przed wyborami parlamentarnymi rozkwita nowy prąd w kulturze popularnej, którego hasło brzmi: Zabić Berlusconiego!
Zaczynał jako piosenkarz, a obecnie jest premierem, magnatem prasowym i najbogatszym Włochem. Zarzuca mu się niejasne operacje finansowe, kontakty z mafią i masonerią, nadużywanie władzy. Silvio Berlusconi, niczym rzymski cesarz, zapewnia milionom chleb i igrzyska.
Na świecie nie wolno łączyć stanowisk państwowych z prowadzeniem własnego biznesu. Nie można być jednocześnie głową państwa i szefem prywatnego imperium. Jednak we Włoszech nikt tej zasady nie przestrzega. Najbogatszy premier Europy Silvio Berlusconi od lat wodzi wszystkich za nos.
Włosi, podobnie jak Polacy, są dumni ze swoich cwaniaków
„Popełniłeś oszustwo? Nie martw się, wymyślimy jakąś ustawę” – wykrzykiwały przed parlamentem setki demonstrantów oburzonych immunitetem uchwalonym właśnie dla premiera Silvia Berlusconiego. Ale było to tylko miauczenie kociąt. Popularności Berlusconiego nic nie zaszkodzi.
Między demokracją przedstawicielską a demokracją telewizyjną wyraźnie iskrzy. W Rosji, w Czechach, na Ukrainie i Białorusi, a także niestety w Polsce nie brak polityków, którzy uważają media publiczne za folwark własnych wpływów partyjnych, a niezależne media prywatne chcieliby jak najbardziej przydusić. Z kolei w Wielkiej Brytanii, w Niemczech czy we Włoszech – odwrotnie – medialni magnaci zdobywają wpływy polityczne wymykające się demokratycznej kontroli. I tak źle, i tak niedobrze, choć wciąż jeszcze są to przeciwstawne zagrożenia dla wolności prasy.
Kiedy przed siedmioma laty Silvio Berlusconi był przez siedem miesięcy premierem, kierował jednocześnie dziesiątkami swoich firm, w tym wielkim koncernem telewizyjnym Mediaset z trzema ogólnokrajowymi kanałami. Zapewniał, że rozdzieli swe rozmaite funkcje, ale na obietnicach się skończyło. Czemu więc miałby uczynić to teraz, po ponownym zwycięstwie w wyborach?
Tym razem wybory parlamentarne nie stanowiły skomplikowanej łamigłówki. Wybór był prosty. Albo głosować na przywódcę prawicy, 62-letniego magnata telewizyjnego Silvio Berlusconiego, albo przeciwko niemu. To właśnie były premier (rządził od maja do grudnia 1994 r.), obecnie lider bloku Casa della Liberta – Dom Wolności, zdominował całą kampanię wyborczą.