KPO to swoisty harmonogram reform, którego zatwierdzenie nie uwolni żadnych pieniędzy. Te popłyną w kolejnych transzach, jeśli Polska spełni zapisane warunki w określonym terminie.
Wybór Adama Glapińskiego na drugą kadencję szefa NBP kończy uciążliwy i na pewno niesprzyjający stabilności i wizerunkowi polskich finansów okres plotek i niepewności. W zamian dostajemy kolejne sześć lat tego, co już znamy i co źle wróży gospodarce.
Plotki o końcu koalicji z Solidarną Polską i kursie na wybory krążyły po Sejmie od dawna. Jarosław Kaczyński najwyraźniej nie jest przekonany, że jego partia jest do tego należycie przygotowana.
Jeśli Solidarna Polska zdecydowałaby się na samodzielny start w wyborach, nie miałaby szans na wejście do parlamentu.
Zbigniew Ziobro nie pali się do rozłąki z większym i starszym bratem, nawet jeśli od czasu do czasu tarmosi go on za ucho i nie pozwala się bawić swoimi zabawkami. Ale niewykluczone, że ten nudnawy serial może przyspieszyć.
Pomysł ziobrystów, by nie płacić składki do budżetu UE, to czysty finansowy samobój. W najłagodniejszym scenariuszu zaległości z karnymi odsetkami byłyby potrącane z funduszy dla Polski.
Izba Dyscyplinarna będzie reformowana zgodnie z projektami władzy. Sejm odrzucił propozycje opozycji. De facto będzie pracował nad projektem prezydenckim, który poparł też PSL.
Z powodu wojny w Ukrainie po stronie UE widać gotowość do nieco większych kompromisów z rządem Morawieckiego. Ale nie oznacza to odpuszczenia praworządnościowych postulatów związanych z wartym miliardy euro polskim KPO.
Trybunał Praw Człowieka orzekł, że przerywając kadencje sędziom w Krajowej Radzie Sądownictwa, Polska naruszyła Konwencję Praw Człowieka. Przy okazji zauważył, że likwidacja niezależnej KRS to jeden z elementów osłabiania niezależności sądownictwa.
Zbigniew Ziobro kilka dni temu zapowiedział własny – czyli Solidarnej Polski – projekt reformy Sądu Najwyższego. I oto jest.