Taki przekaz płynie z dorocznego szczytu grupy najbogatszych państw świata, który odbył się tym razem w Japonii. Przywódcy klubu chcą przełamać obawy co do trwałości poparcia dla broniącej się Ukrainy.
Nie ma wątpliwości, że gdy spotyka się G7, jest to szczyt kluczowych graczy kolektywnego Zachodu. Dziś bardzo zajętych nie tyle sobą nawzajem, co Ukrainą i Chinami. Rosja dla Stanów Zjednoczonych jest zagrożeniem aktualnym, ale uznawanym za przejściowe i do pokonania. Chiny są dla Ameryki zagrożeniem przyszłościowym i egzystencjalnym.
Wraz z krajami bałtyckimi, w koordynacji z USA i Kanadą, Warszawa zbiła limit ceny z proponowanych przez Komisję Europejską 65–70 do 60 dol.
Przebieg szczytu liderów klubu G7 budził wątpliwości, czy państwa zachodniego sojuszu rzeczywiście są jednomyślne w sprawie Ukrainy. Że stoi to pod znakiem zapytania, pokazał jeden nieco zagadkowy epizod na szczycie.
Podczas obrad G7 Europejczycy nie uzyskali od Joe Bidena obietnicy przedłużenia ochrony wojsk USA dla ewakuacji z lotniska w Kabulu. UE zapowiada mocne zabezpieczenie swych granic.
Inaczej niż Donald Trump Joe Biden nie zaostrzał potencjalnych sporów w łonie wspólnoty atlantyckiej i podkreślał konieczność solidarnych działań w walce z globalnymi wyzwaniami.
Sojusznicy USA są zadowoleni, że polityka USA będzie za Bidena znowu w miarę zrównoważona i przewidywalna. Ale wybór Europy jako pierwszego celu jego podróży zagranicznej nie oznacza, że to Stary Kontynent absorbuje go obecnie najbardziej.
W Londynie kończy się trzydniowy szczyt ministrów spraw zagranicznych państw grupy G7. Ameryka Bidena tworzy alians krajów demokratycznych przeciw ekspansji autokratycznych Chin i Rosji.
Emmanuel Macron jako gospodarz szczytu G7 podjął śmiałą grę na rzecz deeskalacji konfliktu między Waszyngtonem i Teheranem. Donald Trump zasygnalizował gotowość do spotkania z prezydentem Iranu, co byłoby dużym osiągnięciem dyplomatycznym Francuza.
Gdy mężczyźni rządzą i rozmawiają o sprawach wielkiej polityki, kobiety podziwiają widoki i konkurują o miano najlepiej ubranej. Czy naprawdę musimy utrwalać ten stereotyp?