Świat

Sankcje na Rosję w cieniu wojny na Bliskim Wschodzie. Czy Europa i Trump się dogadają?

Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen oraz prezydent USA Donald Trump podczas 50. Światowego Forum Ekonomicznego w Davos w 2020 r. Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen oraz prezydent USA Donald Trump podczas 50. Światowego Forum Ekonomicznego w Davos w 2020 r. Forum
Szczyt G7 rozpoczyna ciężką rozgrywkę negocjacyjną Donalda Trumpa z Europejczykami, którzy boją się, że Ameryka zacznie mieszać tematy handlu, bezpieczeństwa i pomocy Ukrainie. Nowy kontekst rzuca na te rozmowy wojna między Izraelem i Iranem.

Wojna na Bliskim Wschodzie będzie zapewne najbardziej doraźnym tematem na szczycie grupy G7, który odbędzie się 16–17 czerwca w Kananaskis w Kanadzie (z serią dwustronnych spotkań liderów już 15 czerwca), ale Europejczycy wybierają się tam z bardzo naglącymi pytaniami w sprawie własnego bezpieczeństwa oraz Ukrainy.

Kilka dni temu Komisja Europejska przedstawiła projekt nowych i dość dotkliwych sankcji wobec Rosji wymagających koordynacji ze Stanami Zjednoczonymi. To próba wywarcia presji na Waszyngton, który od wielu tygodni zapowiadał twarde restrykcje, jeśli Kreml będzie sabotować rozmowy o rozejmie, ale – choć do tego sabotowania dochodziło i dochodzi – Donald Trump ustawicznie odsuwa termin, kiedy zdecyduje się na sankcyjny ruch. „Ten termin jest w mojej głowie” – odparł niedawno, pytany przez dziennikarzy, jaka data odwetu na Putinie jest teraz aktualna.

Czytaj też: Izrael zaatakował Iran. Teheran bierze odwet, „to już wojna”

Zawirowania na rynku ropy

Wstępny projekt nowych sankcji od paru tygodni leżał w szufladach Komisji Europejskiej, ale UE odwlekała je w ślad za prezydentem USA. Ostatecznie w Brukseli zapadła polityczna decyzja, by pojechać z nimi na szczyt do Kanady i skonfrontować się z Trumpem. Chodzi głównie o obniżenie ustalanego na forum G7 górnego pułapu ceny rosyjskiej ropy z obecnych 60 do najwyżej 45–50 dol. za baryłkę, co trudno sprawnie wyegzekwować bez USA. W tym limicie chodzi bowiem o rygory dla operatorów tankowców z UE i dla ubezpieczeniowych i finansowych instytucji z Wielkiej Brytanii i USA obsługujących przewóz surowców. „Unia w pojedynkę też jest ważnym graczem. Rosyjska ropa płynie głównie przez Europę, Morze Bałtyckie, Morze Czarne, więc nawet jeśli Amerykanie nie będą na pokładzie, to wciąż będziemy mogli to zrobić” – uprzedzała przed szczytem szefowa unijnej dyplomacji Kaja Kallas.

Zawirowania cenowe na rynku ropy, które wywołał atak Izraela na Iran, mogą skomplikować ustalanie sankcyjnego limitu tej ceny przez G7. Ale jeśli Amerykanie w ogóle odmówią rozmów o koordynacji, będzie to kolejny cios we współpracę transatlantycką w sprawie Ukrainy. I może stać się sygnałem dla trumpistów w Europie, zwłaszcza dla premiera Viktora Orbána, że może sobie wreszcie pozwolić na poważne blokowanie restrykcji wobec Rosji także na forum UE.

Ani prezydent USA, ani jego bliscy współpracownicy dotychczas nie umieszczali kwestii wsparcia dla Ukrainy, bezpieczeństwa Europy i handlu w jednym pakiecie negocjacyjnym USA–UE. Jednak obawy przed scenariuszem, w którym Biały Dom wprost zażądałby ustępstw gospodarczych od Brukseli, np. w zamian za niezmniejszanie obecności wojskowej w Europie, ciążą nad pracami nad taktyką negocjacyjną z USA. Przyznają to niektórzy unijni dyplomaci. – Na razie kraje UE zachowują zaskakującą jedność wobec Trumpa. I w działaniach, i podczas obrad unijnych – przekonuje jeden z naszych rozmówców w Brukseli. – Nawet Węgry na razie nie podejmują – nie licząc gestów retorycznych bądź czysto symbolicznych – prób podkopywania wspólnego stanowiska wobec USA (m.in. w negocjacjach handlowych).

Z drugiej strony Biały Dom – choć otwarcie popierał w wyborach skrajną prawicę w Niemczech i Rumunii – pragmatycznie negocjuje w Europie z politykami, którzy rządzą, a nie z tymi, którzy są mu najbliżsi ideologicznie.

Czytaj też: Celem będzie Iran? Co robią amerykańskie bombowce B-2 na wyspie Diego Garcia

Jak nie drażnić Trumpa

Amerykańska presja łącząca handel i twarde bezpieczeństwo stałaby się ogromnym wyzwaniem dla jedności Unii, bo jej kraje mają tu odmienne priorytety. Sprawdzianem będzie najbliższych parę tygodni. Niedługo po szczycie G7 odbędzie się szczyt NATO w Holandii (24–25 czerwca), następnie poświęcony m.in. obronności szczyt UE w Brukseli (26 czerwca), a w końcu nadejdzie końcowy termin negocjacji celnych Unii z USA (9 lipca). To skaże Europejczyków na równoczesne rozmowy z Trumpem o bezpieczeństwie, gospodarce i Ukrainie.

Unia nadal wstrzymuje się z eskalowaniem sporu celnego z USA, a brukselscy negocjatorzy przekonują, że trwają intensywne rokowania, choć utrudnia je niepewność. Bo czy wysłannicy Trumpa na pewno wiedzą, czy i jaką wizję ugody z Europą ma prezydent USA? Nowe cła (wprowadzane od marca) dotyczą 70 proc. importu z UE o wartości 380 mld euro rocznie, a UE dotąd nie wprowadziła taryf odwetowych. Ich pierwszy pakiet obejmujący import z USA o wartości 21 mld euro został zamrożony w kwietniu. Teraz Bruksela dopiero prowadzi konsultacje w sprawie drugiego pakietu, uderzającego w import wart 95 mld euro.

Obie strony dały sobie czas do 9 lipca na wypracowanie kompromisu, ale ostatnio sygnalizują, że rozmowy mogą się jeszcze przeciągnąć. Trump straszy podniesieniem „stawki bazowej” z 10 do 20 proc. (a czasem do 50 proc.). UE zapowiada cła odwetowe, a może nawet sięgnięcie po „instrument antywymuszeniowy”, by uderzyć w dochody amerykańskich platform cyfrowych w Unii.

Część krajów Europy cichcem namawia Brukselę, by w tych kwestiach siedzieć cicho aż do szczytu NATO. Przygotowania do zjazdu ogólnie kręcą się wokół pytania o to, „jak nie rozdrażnić Amerykanina” i nie sprowokować go do destrukcyjnych publicznych deklaracji z groźbami odwrotu Ameryki z Europy.

Wymogi przeznaczania środków na obronność z krajowych budżetów zostaną w tym miesiącu zapewne podniesione z 2 do 3,5 proc. PKB. Zanosi się na kreatywną księgowość – 1,5 proc. będzie osiągnięte z wydatków pośrednich, czyli na inwestycje powiązane z obronnością, np. w infrastrukturę. Natomiast zgoda na podniesienie tego celu do łącznie 5 proc. PKB (w NATO trwa spór, czy do 2032, czy może dopiero do 2035) ma udobruchać Trumpa. I to najlepiej w taki sposób, by nie zauważył, że przykładowo Włosi zamierzają wpisać – wstępnie przygotowywaną od półwiecza – budowę mostu na Sycylię w swoje wydatki pośrednie na obronność. Sporo innych krajów chciałoby wkalkulować w to koszty pomocy wojennej dla Ukrainy.

Jednocześnie między UE i USA tli się spór o programy zbrojeniowe współfinansowane z budżetu UE (będą tematem czerwcowego szczytu), bo Waszyngton obawia się uprzywilejowywania firm zbrojeniowych z Europy. Państwa UE i Brytyjczycy chcieliby, żeby USA – nawet w przypadku poważnego zmniejszenia swej pomocy dla Kijowa – kontynuowały dostarczanie Ukrainie informacji wywiadowczych, wspomagały z powietrza europejskie siły i zapewniły, że w długiej perspektywie będą dostarczać lub co najmniej sprzedawać Ukrainie kluczowe uzbrojenie (również za pieniądze krajów Unii).

Amerykanie, którzy dotychczas odmawiali jasnych deklaracji w tych kwestiach, będą o to znów pytani w Kanadzie przez przywódców G7 oraz zaproszonego tam prezydenta Wołodymyra Zełenskiego.

Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Świat

Izrael kontra Iran. Wielka bitwa podrasowanych samolotów i rakiet. Który arsenał będzie lepszy?

Na Bliskim Wschodzie trwa pojedynek dwóch metod prowadzenia wojny na odległość: kampanii precyzyjnych ataków powietrznych i salw rakietowych pocisków balistycznych. Izrael ma dużo samolotów, ale Iran jeszcze więcej rakiet. Czyj arsenał zwycięży?

Marek Świerczyński, Polityka Insight
15.06.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną