Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

1389. dzień wojny. Ławrow żąda, by NATO wróciło do starych granic. To warunek pokoju, którego pragnie Trump

Siergiej Ławrow Siergiej Ławrow Arda Kucukkaya / Anadolu / AA / ABACA / Abaca Press / Forum
Ze stwierdzeń szefa rosyjskiej dyplomacji Siergieja Ławrowa do niedawna można było drwić. Jeśli jednak sprytni Rosjanie wplatają takie żądania w swój plan pokojowy, powinniśmy być zaniepokojeni.

W Ukrainie wszyscy żyją udanym kontratakiem w Kupiańsku. W rejon walk sprowadzono 2. Korpus Gwardii Narodowej „Chartija”. Teoretycznie Gwardia Narodowa to ukraińskie wojska wewnętrzne, przeznaczone do ochrony ważnych obiektów oraz do utrzymania porządku wewnętrznego, jednak od początku wojny wiele jednostek Gwardii skierowano na front, podporządkowując dowództwu wojskowemu. Z czasem doposażono je w ciężki sprzęt, a obecnie to po prostu piechota zmotoryzowana z odpowiednim wsparciem, niekiedy pozostająca jako mobilna rezerwa ukraińskiego dowództwa.

Siły ukraińskie przeprowadziły kontratak w celu ustabilizowania sytuacji na kierunku Kupiańska i wyzwoliły Kindrasziwkę i Radkiwkę (obie na północ od Kupiańska) oraz okoliczne lasy. Wyzwoliły też obszary w północnym Kupiańsku i przedarły się do rzeki Oskil, przecinając rosyjskie linie zaopatrzenia. Służba prasowa ukraińskiego 2. Korpus GN oświadczyła, że do 12 grudnia siły ukraińskie otoczyły w Kupiańsku blisko 200 żołnierzy rosyjskich. Ten sukces był bardzo potrzebny Ukrainie, bowiem istnieją obawy o utrzymanie morale ludności cywilnej i wojska, więc każde takie zwycięstwo, choćby taktyczne, przyczynia się do jego odbudowy.

Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow odrzucił propozycję prezydenta Zełenskiego dotyczącą referendum terytorialnego, jednoznacznie nie godząc się na zawieszenie broni, bowiem, jak stwierdził, „to przerwa, która nie przyniesie korzyści Rosji”. Pieskow obwieścił, że propozycja zawieszenia broni to „kolejne oszustwo, kolejne opóźnienie” mające na celu przedłużenie wojny i dozbrojenie Ukrainy. Zasugerował też, że zawieszenie broni jest niezgodne z koncepcją „gwarantowanego, długoterminowego pokoju”. Doradca prezydenta Rosji Jurij Uszakow również odrzucił wszelkie rozwiązania, które nie oddałyby Donbasu pod kontrolę rosyjską, powtarzając przy tym długoletnie żądanie Kremla, aby Ukraina wycofała się z całego Donbasu, zanim Rosja zgodzi się na zawieszenie broni.

Tymczasem na pozostałych odcinkach frontu sytuacja nie ulega większym zmianom, więcej o tym jutro.

Czytaj też: Zmęczenie wojną? W badaniach tego nie widać. Europa nie daje się zmiękczyć Putinowi

Warunki pokojowe według Siergieja Ławrowa

O ile Siergiej Ławrow w ogóle przyjął plan pokojowy zaproponowany przez Amerykanów, to kilka punktów z góry uznał za stanowczo nie do przyjęcia przez Rosję, a reszta jest rozważana. W niektórych z nich Ławrow zaproponował swoje własne rozwiązania. Ale po kolei.

Zacznijmy od mniej istotnych żądań. W Stanach Zjednoczonych wymyślono sobie, że Zaporoska Elektrownia Atomowa zostanie uruchomiona przez specjalistów z Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (IAEA). Ale czy ktoś w Waszyngtonie zastanowił się, czy IAEA ma odpowiednią liczbę specjalistów znających reaktory i infrastrukturę zaporoskiej elektrowni? Albo takich, którzy mają odpowiednie dopuszczenia do pracy na tych urządzeniach? Zresztą sama IAEA odpowiedziała, że zadaniem agencji nie jest operowanie jakąkolwiek elektrownią. A Ławrow stwierdził krótko: elektrownie uruchomią Rosjanie i nie chcą, by ktoś w obcych językach mówił im, co mają robić. To zrozumiałe – i tak ją okupują, więc pewnie zrobią w Enerhodarze, co chcą, mimo obecności obserwatorów IAEA, którzy pilnują, by nie doprowadzić tam do jakiejś katastrofy.

Rosja nie zgadza się na zatrzymanie konfliktu na linii, którą obecnie zajmuje. Motyw Moskwy jest jasny: podbić, a potem godzić się na pokój. I tak można kolejno zgarniać następne ziemie, osłabiać kolejne państwa. Bo wiadomo przecież, że czego jak czego, ale terytorium to Rosji nie brakuje, walka toczy się więc o dominację nad kolejnymi państwami, a nie o przestrzeń życiową. Dlatego wszelkie żądania terytorialne to ściema, będą się pojawiać albo po to, by osłabiać kolejne potencjalne ofiary, albo po to, by symulując rozmowy pokojowe, zrzucić winę za ich niepowodzenie na drugą stronę. To żądanie raczej nie jest więc zaskoczeniem, choć samo w sobie dobitnie pokazuje, jakie są rzeczywiste zamiary Rosji.

Kolejny punkt jest już o wiele groźniejszy. Odmawia się w nim Ukrainie prawa do uznania jej niepodległości, miałaby podpisać traktat pokojowy, w którym nie będzie żadnego potwierdzenia, że jest suwerennym, niepodległym państwem. Maski całkowicie opadły. Bo skoro Rosja sprzeciwia się uznaniu Ukrainy za niepodległe i suwerenne państwo, czy to nie jest przypadkiem akt ukraińskiej kapitulacji? Jak można podpisać układ pokojowy z państwem, któremu odmawia się państwowości? Czyli co jest taki układ wart? Skoro Ukraina nie jest suwerennym i niepodległym państwem, to z kim właściwie Rosja chce podpisać takie pokojowe porozumienie? Z syndykiem masy upadłościowej? Nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić, jak oni to sobie wyobrażają.

Oczywiście w tej sytuacji Rosja nie zgadza się na jakiekolwiek gwarancje bezpieczeństwa udzielane Ukrainie przez państwa zachodnie. To kolejny już punkt, który obnaża rzeczywiste zamiary Rosji. Co im takie gwarancje przeszkadzają? Przecież skoro podpisują trwały pokój, to chyba nie zamierzają Ukrainy napaść po raz kolejny? Nie zamierzają napaść, prawda? Bo to mają być gwarancje uruchamiane na wypadek rosyjskiego ataku, wtedy i tylko wtedy. Są jak zamek w drzwiach wejściowych. W czym może sąsiadom przeszkadzać zamek, który mamy w drzwiach? Może być dla nich przeszkodą tylko wtedy, kiedy będą chcieli splądrować mieszkanie pod naszą nieobecność. I właśnie Rosja jest takim sąsiadem, który uporczywie domaga się, by Ukraina nie miała zamka w drzwiach. Czy naprawdę nikogo to już nie oburza?

Bezpośrednie uderzenie w Polskę?

Kolejny punkt nie dotyczy już Ukrainy, lecz Polski. I tę grę niestety zaczęli Amerykanie, to oni wywołali wilka z lasu. W projekcie paktu Dmitriew-Witkoff zapisali, nie wiedzieć czemu, punkt, że „amerykańskie myśliwce będą stacjonowały w Polsce”. Przypuszczalnie nie był to pomysł amerykański, ale rosyjska „wrzutka”, mająca wyeliminować możliwość stacjonowania w Polsce samolotów bojowych innych niż amerykańskie. W dyplomacji bowiem jest tak, że jeśli wymienia się coś konkretnie z nazwy, że jest dozwolone, to z automatu zakłada się, że rzeczy niewymienione są zabronione. Na rosyjską pułapkę nie dała się nabrać Europa, która skorygowała ten punkt na „w Polsce będą stacjonowały myśliwce NATO”. No i w tym brzmieniu jest on dla Rosjan nie do przyjęcia.

Czyli Rosja nie godzi się na coś, co już ma miejsce, uważając to za akt wrogi wobec siebie. Czyli coś, co można uznać za powód do wojny toczonej w samoobronie. Tak to jest w Rosji przedstawiane. W istocie Rosja nie chce też jakichkolwiek gwarancji bezpieczeństwa dla Polski – z tych samych powodów, z jakich nie chce ich dla Ukrainy. Po prostu Polska ma być następna po Ukrainie, więc wszelkie zabezpieczenia polskiej suwerenności w postaci sojuszniczych wojsk są dla Rosji poważną przeszkodą. To bardzo groźny sygnał dla nas. Oznacza, że Rosja przygotowuje sobie grunt pod atak na nasze państwo. Ale najbardziej kuriozalna rzecz dopiero przed nami. Zwróćmy uwagę na fakt, że Rosja przeciwstawia się stacjonowaniu myśliwców NATO w Polsce. Czyli naszych własnych też? Przecież my sami tworzymy Sojusz Północnoatlantycki i nasze samoloty bojowe też są „myśliwcami NATO”. Jednak wszystko stanie się jasne, kiedy zapoznamy się z ostatnim punktem. To już prawdziwe trzęsienie ziemi.

Oficjalne stanowisko Rosji przedstawione przez Siergieja Ławrowa brzmi: NATO ma się cofnąć do granic z 1997 r. Skąd oni wzięli ten 1997 r., trudno powiedzieć. Pewną poszlaką jest fakt, że w 1997 r. ktoś im obiecał, że u nowych członków NATO nie będzie na stałe zagranicznych żołnierzy. A Putin później przypominał tę luźno rzuconą obietnicę i twierdził, że został oszukany przez Zachód.

NATO w czasie zimnej wojny było powiększane trzykrotnie: w 1952 r. przyjęto Grecję i Turcję, w 1955 r. – Republikę Federalną Niemiec (całe Niemcy po zjednoczeniu) i w 1982 r. przyjęto Hiszpanię. Natomiast po rozpadzie ZSRR NATO poszerzano kilka razy: w 1999 r. przyjęto Czechy, Węgry i Polskę, w 2004 r. – Bułgarię, Estonię, Łotwę, Litwę, Rumunię, Słowację, Słowenię, w 2009 r. przyjęto Albanię i Chorwację, w 2017 r. Czarnogórę, w 2020 r. Macedonię Północną, w 2023 r. Finlandię i w 2024 r. Szwecję. I te ostatnie 16 państw miałoby z NATO wylecieć na żądanie Rosji, bo wszystkie te kraje to obszar, który Rosja zamierza włączyć do swojej strefy wpływów.

Czytaj też: Rośnie presja na wybory w Ukrainie. Ruch w Kijowie się zaczął, Zełenski reaguje ostro

Rosja nie ukrywa planów

Plany Rosji znamy. Nie dlatego, że mamy jakąś genialną siatkę szpiegowską, ale dlatego, że Rosja ich zwyczajnie nie ukrywa. Mówi otwarcie, co jest jej celem, ogłasza to wszem i wobec, tylko nikt Rosji nie wierzy. Wysyła jasne sygnały, ale wielu nie potrafi ich czytać. Na nasze szczęście Europa Zachodnia już się pomału tego uczy, przynajmniej na poziomie polityków, wojskowych, analityków i sporej części mediów, bo ludzie dalej żyją iluzją. Ale w USA nawet politycy nie potrafią czytać rosyjskich zamiarów, nie rozumieją motywacji, są jak lunatycy.

Wykorzystując tę sytuację, Rosjanie zagrali va banque. Rzucili swoje żądania jako warunek do osiągnięcia pokoju w Ukrainie. Wiedzą, że w Waszyngtonie będą się nad tym poważnie zastanawiać. Uda się czy nie, co Moskwie przeszkadza spróbować? Przecież nic nie tracą. A jak wygrają, to są w domu. Droga do ataku na Polskę i inne państwa stoi otworem.

Jeszcze rok czy dwa lata temu byśmy to wyśmiali. To sobie Ławrow wykombinował, ha, ha. Ale dziś to powód do poważnego zmartwienia, bo pragnienie „załatwienia pokoju” w Ukrainie zasłania amerykańskiej administracji trzeźwe spojrzenie na sytuację. I nie wiadomo, co z tego w końcu wyniknie.

Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Pomówmy o telefobii. Dlaczego młodzi tak nie lubią dzwonić? Problem widać gołym okiem

Chociaż młodzi niemal rodzą się ze smartfonem w ręku, zwykła rozmowa telefoniczna coraz częściej budzi w nich niechęć czy wręcz lęk.

Joanna Podgórska
07.12.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną