Na froncie ideologicznym każdy powinien być jak żołnierz – czyli wykonywać rozkazy. Na tę logikę reżimowego ośrodka propagandy nakłada się jeszcze obyczajowość korporacyjna.
Propaganda à la PiS zawsze służy konkretnym interesom. Nie jest niczym nowym, bo jej rozmaite wersje były stosowane od zawsze, nie tak dawno w PRL.
Ktokolwiek obejmie telewizję po Jacku Kurskim, będzie musiał ją zaorać. Obchodzący właśnie swój jubileusz prezes TVP ciągle jeszcze trwa na stanowisku. Ale nawet dla własnego obozu stał się balastem, choć Kaczyński go broni.
Pod rządami Jacka Kurskiego telewizja zawsze „idzie na całość”, a jej cynizm i załganie są tak integralne, że każdy, kto to ogląda, musi mieć wątpliwości.
Blokada emisji dokumentu Ewy Stankiewicz przez TVP i informacje o kolejnych interwencjach w tej sprawie obnażają złe intencje PiS w sprawie katastrofy smoleńskiej.
„Można powiedzieć, że Macierewicz został przedstawiony jako »ruski agent«” – taki według dziennikarza związanego z prorządowymi mediami był powód zablokowania filmu o katastrofie smoleńskiej.
Chyba nieprzypadkowo coś takiego zafundowano widowni TVP w drugą rocznicę zamachu na prezydenta Gdańska. Było dużo czasu, żeby doprowadzić zabójcę przed oblicze wymiaru sprawiedliwości, a przynajmniej sformułować akt oskarżenia.
Uderzenie w tzw. celebrytów, zwłaszcza niechętnych władzom, to insza inszość i stanowi łakomy kąsek dla propagandy. PiS niewątpliwie skorzystał z okazji, aby upiec własną pieczeń.
Nie oglądasz TVP, bo masz dość ciągłej agitacji na rzecz rządzącej partii? Nie szkodzi – państwo może ci wmówić, że oglądasz, i wyciągnąć rękę po pieniądze na „realizację misji medialnej”. Zgodnie z ustawą, i nawet gdy nie masz telewizora.
Na półmetku serial TVP „Osiecka” wydaje się mniej kontrowersyjny, niż się zapowiadało, ale też mniej ekscytujący i przekonujący, niż mogłoby być.