Wisława Szymborska i Kornel Filipowicz poznali się w latach 40. poprzedniego stulecia. Kilka dekad później zaczęli wymieniać listy – niby miłosne, ale nie ckliwe, nie sentymentalne. Relacjonowali swoje podróże, pobyty w sanatoriach, a między tymi sprawozdaniami znajdowały się miejsca na nienachalne wyznania uczuć, zapewnienia o wierności, skromne dowody zazdrości. Oboje nie tracili humoru, niezależnie od tego, co się akurat działo w kraju i z czym sami się na co dzień mierzyli.
Korespondencja Wisławy Szymborskiej i Kornela Filipowicza – „Najlepiej w życiu ma twój kot” – ukazała się właśnie nakładem wydawnictwa Znak. Oto jej fragmenty (wybrała Aleksandra Żelazińska):
Czyta się te listy ze wzruszeniem i z poczuciem obcowania z pięknymi ludźmi. Działają jak odtrutka na złe czasy.
2015 to był rok Kornhauserów, i to nie – jak pewnie wielu podejrzewa – z powodów politycznych.
Powstał portret dyskretny i jednocześnie bardzo poruszający.
Ten obszerny tom wciąga(562 teksty, w tym 192 publikowane po raz pierwszy w książce), chętnie porzucamy lektury obowiązkowe, by poczytać o czymś zupełnie oderwanym.
Publikacja jest tylko zaglądaniem do laboratorium poetki, do którego ona sama najprawdopodobniej nie chciałaby nas wpuścić.
Kiedyś Lechoń wielbił wierszem Piłsudskiego, potem Szymborska wodzów rewolucji, dziś Rymkiewicz sławi Kaczyńskiego. Epoki się zmieniają, zachowania elit zostają.
W sobotę w Krakowie po raz pierwszy wręczono międzynarodową nagrodę poetycką im. Wisławy Szymborskiej. Otrzymali ją ex equo Krystyna Dąbrowska za tom „Białe krzesła” i Łukasz Jarosz za książkę „Pełna krew”. Zwycięzcy otrzymali po 100 tysięcy złotych (wysokość nagrody to 200 tys. złotych) i statuetki.
Ostatni tom Wisławy Szymborskiej „Wystarczy”, który miał być zakończeniem, podsumowaniem, przynosi nowe początki: niepokojące zalążki wierszy i przede wszystkim kolejne pytania.
Przy okazji śmierci Wisławy Szymborskiej wspominało się też pisarza Kornela Filipowicza, z którym poetka była związana przez 20 lat. „Nadziwić się nie mogę Jego całkowitej nieobecności” – pisał Jerzy Pilch 10 lat temu w POLITYCE. Od wielkiego zapomnianego wiele mogliby się nauczyć współcześni prozaicy.