Nie słabnie wrzawa wokół stołecznej galerii Zachęta, rozpętana szarżą Daniela Olbrychskiego, a spotęgowana wystawieniem rzeźby przedstawiającej papieża przygniecionego meteorytem. Jedni atakują, inni bronią, warto jednak zająć się ogólniejszymi pytaniami: jaką sztukę powinno się w Zachęcie pokazywać, a jaką ignorować, komu lub czemu galeria winna służyć? A ponieważ jest to placówka utrzymywana z budżetu państwa, dochodzi jeszcze jedno pytanie: jak dalece władze winny się wtrącać w sztukę, którą opłacają z naszych podatków? I od tej ostatniej sprawy wypada zacząć.
Po wystawie zorganizowanej w galerii Zachęta jej organizator żalił się: „Zdawało się, że skoro pokażę publiczności naszej sztychy arcytworów sztuki, o której słabe miała pojęcie, to publiczność zrozumie moje dobre chęci, że i prasa te dobre chęci poprze. Tymczasem stało się coś wręcz przeciwnego”. Kto tak gorzko się skarżył? Kolekcjoner Feliks Jasieński, a rzecz miała miejsce niemal równo przed wiekiem.
Czterej autorzy (Chećko, Pilch, Zanussi, Krzemiński) skomentowali manifestację Olbrychskiego (POLITYKA 49) przeciwko użyciu jego fotosu w mundurze hitlerowskim na wystawie w Zachęcie, jednak nie wszystko zostało powiedziane; mimo więc owego nadmiaru głosów, pozwalam sobie dodać i ja parę słów.
Za patrona skandalistów w świecie sztuki można uznać szewca Herostratesa, który w IV w. p.n.e. spalił świątynię Artemidy w Efezie po to tylko, by osiągnąć nieśmiertelną sławę, jaka w żaden inny sposób nie była dlań dostępna. Ma, czego chciał. Historykom zabroniono wymieniać jego imię, a mimo to wielu ludzi dziś je powtarza.
Co się stało w Zachęcie? Nie pierwszej młodości gwiazdor filmowy dostał amoku, ponieważ od kilku miesięcy o nim cicho? Sztandarowa postać polskiego romantyzmu sięgnęła do szabli w obronie narodowego honoru? Artysta wziął udział w chłodno zaplanowanym happeningu sprowokowanym przez twórcę wystawy „Naziści”, dla którego fotosy znanych aktorów w hitlerowskich mundurach to tylko kulisy, sceną jest parkiet galerii, na którym w każdym kraju rozgrywa się inna psychodrama? I jedno, i drugie, i trzecie.
Najście wystawy w warszawskiej Zachęcie przez Daniela Olbrychskiego przesłoniło nawet spór w AWS o Krzaklewskiego i dyskusję o budżecie państwa. Prawnicy, specjaliści wielu dziedzin, z którymi będzie się wiązał ten incydent, już szykują się do rozlicznych procesów. Najważniejsze wykrzyczał jednak do kamery sam Olbrychski, nawiązując do hasła feministek („mój brzuch należy do mnie”). Aktor poszedł wyżej; zażądał ochrony twarzy, która jest jego.