Podporządkowana Lidze Narodów Komisja Międzysojusznicza Rządząca i Plebiscytowa w Opolu 15 czerwca 1922 r. powiadomiła rządy Polski i Niemiec, że w ciągu miesiąca powinny objąć przyznane im tereny podzielonego w wyniku plebiscytu Górnego Śląska. 20 czerwca 1922 r. Wojsko Polskie pod dowództwem gen. Stanisława Szeptyckiego wkroczyło do Katowic, gdzie były już oddziały policji. Siły alianckie wycofały się, a WP zajmowało kolejne górnośląskie miasta.
Wszędzie bramy powitalne, tłumy mieszkańców i gorące przemówienia. Ten patriotyczny spektakl zakończył się 16 lipca podpisaniem w Katowicach Aktu Zjednoczenia Górnego Śląska z Rzeczpospolitą Polską. W tym celu do Katowic przyjechała z Warszawy 150-osobowa delegacja z marszałkiem Sejmu Wojciechem Trąmpczyńskim. (Naczelnik Józef Piłsudski został w Warszawie, aby nie dopuścić do powstania rządu z premierem Wojciechem Korfantym, dyktatorem ostatniego powstania – i pojawił się dopiero w sierpniu z... odznaczeniami dla powstańców).
Ale to zjednoczenie następowało na specyficznych warunkach. Podpisana miesiąc wcześniej polsko-niemiecka konwencja (nazywana genewską lub górnośląską) miała przez 15 lat regulować (w ponad 600 artykułach, często drobiazgowych) wszystkie dziedziny codziennego życia przepołowionego regionu. I regulowała do tego stopnia, że do maja 1937 r. w niemieckiej części Górnego Śląska nie obowiązywało hitlerowskie ustawodawstwo dotyczące Żydów.
– Był to oryginalny dwustronny układ niemający odpowiednika w ówczesnej Europie – mówi prof. Ryszard Kaczmarek, historyk z Uniwersytetu Śląskiego. – Nazywam go dyktatem, choć to rozwiązanie akurat było pozytywne, ponieważ zwycięskie mocarstwa postawiły sprawę jasno: nie podpiszecie, to nie będzie podziału i nie wejdzie w życie postanowienie Rady Ambasadorów z października 1921 r. dotyczące wytyczenia granicy.
Gra o Górny Śląsk musiałaby się zacząć od nowa – z niewiadomym dla zainteresowanych stron wynikiem.
Wieloletnia rozgrywka o Górny Śląsk (patrz ramka) utrwaliła po obu stronach przeświadczenie o niepodzielności tego okręgu przemysłowego zarówno w sferze gospodarczej, jak też w drażliwej i czułej tkance społecznej. W rezultacie Polska i Niemcy usztywniały swe stanowiska wobec wszelkich argumentów i wariantów rozwiązań. Eksperci doszli jednak do przekonania, że cięcie to zabieg możliwy i w miarę nieszkodliwy dla regionu, pod warunkiem ustanowienia na podzielonym Górnym Śląsku przejściowego ustroju społeczno-gospodarczego.
Ta myśl była podstawą rokowań rozpoczętych pod koniec listopada 1921 r. w Genewie pod przewodnictwem szwajcarskiego polityka Feliksa Calondera. Powstało wiele podkomisji, które rozsiadły się na Górnym Śląsku. Objęły pieczę m.in. nad funkcjonowaniem kolei, dostawami wody i elektryczności, gospodarką, ruchem granicznym. Najwięcej trudności nastręczała ochrona dóbr mniejszości i prywatnej własności.
Powołano organy do łagodzenia konfliktów. W polskich Katowicach była to Górnośląska Komisja Mieszana, a w niemieckim Bytomiu – Górnośląski Trybunał Rozjemczy. Ich zadaniem był arbitraż w polsko-niemieckich sporach dotyczących Śląska. Przewodniczącymi tych instytucji nie mogli być ani Polacy, ani Niemcy – wyznaczała ich Liga Narodów. Genewa decydowała też o ostatecznych rozstrzygnięciach.
Jedną z najważniejszych spraw regulowanych przez konwencję był wybór opcji, czyli kraju zamieszkania. Niezadowoleni z przebiegu granicy – tzw. optanci – mieli prawo do 1924 r. przenieść się na drugą stronę. Prof. Kaczmarek szacuje, że ówczesna wędrówka ludów objęła blisko 240 tys. osób: – Te proporcje rozłożyły się prawie po równo. Z naszych badań wynika, że aż 70 tys. wybierających opcję niemiecką zatrzymało się w miastach górnośląskich, tuż za granicą. Ale to znaczyło, że w sąsiedztwie granicy pojawiła się masa ludzi żyjących w poczuciu wypędzenia, żądnych rewanżu, wręcz wściekłych na decyzje Ligii Narodów (szczególnie sprzyjającej Polsce Francji). Optanci pozostający w woj. śląskim (a byli tacy jeszcze w 1937 r.) zachowywali obywatelstwo niemieckie, ale dysponowali pełnią praw obywateli polskich.
Uczucie rewanżyzmu nie było też obce optantom polskim – wyzuci z ojcowizny łatwo poddawali się radykalnym nastrojom i emocjom. – Szczególnie dotyczyło to środowisk powstańców śląskich – mówi Kaczmarek. – Byli przesączeni wizją dotarcia nad Odrę, w latach 30. urządzali marsze nad Odrę, wiele środowisk żyło myślą odzyskania całego Śląska Opolskiego.
Granicę kreślono na mapach. W terenie okazało się, że przecina podwórka, przedsiębiorstwa, linie tramwajowe i kolejowe, podziemne wyrobiska i chodniki licznych kopalń. Z polskiego Chorzowa do polskich Piekar jechało się tramwajem przez niemiecki Bytom. – Dom stał po niemieckiej stronie, a wychodek po polskiej – mówi dr Piotr Greiner, dyrektor Archiwum Państwowego w Katowicach. – Specjalna komisja delimitacyjna, która prostowała najbardziej absurdalne sytuacje i rozwiązywała sporne problemy, miała pełne ręce roboty. (Ostateczny przebieg granicy z Niemcami – nie tylko na Śląsku – regulował traktat podpisany w Poznaniu w 1926 r.).
Charakterystyczny był przypadek kopalni skarbowej (państwowej) Delbruck, dzisiaj Makoszowy, w Zabrzu i przyległej do niej koksowni (w sumie granica przecięła ok. 120 zakładów przemysłowych i górniczych). W Polsce znalazła się większa część koksowni, sortownia węgla, domy mieszkalne dla górników i koksowników – po niemieckiej sama kopalnia. Jej brama główna była przejściem granicznym. – Polska domagała się całego przedsiębiorstwa – mówi Greiner. Spór trwał do połowy 1923 r., ostatecznie rozstrzygnął go neutralny rzeczoznawca wyznaczony przez Ligę Narodów: – Nie była to dla nas korzystna decyzja.
Z kolei w kopalni Heinitz (potem Rozbark w Bytomiu) granica przecięła pod ziemią część chodników i węglowych przodków. Odgrodzono je kratami z tablicami, że to granica.
Dla mieszkańców granica była jednak przyjazna – przynajmniej do wygaśnięcia konwencji w 1937 r. Wprowadziła mały ruch graniczny w pasie 15 km po każdej stronie (obowiązywał tylko na terenie plebiscytowym, ale już nie na Śląsku Cieszyńskim). – Na posterunkach policji wydawano karty cyrkulacyjne, corocznie odnawiane, upoważniające do swobodnego przekraczania granicy – informuje Greiner. Ludność spoza pasa musiała już mieć paszporty. Dzięki kartom nie zostały zerwane więzi rodzinne. Wesela, urodziny, komunie, chrzciny – nie było najmniejszych przeszkód, aby się odwiedzać.
W woj. śląskim otwarto 52 przejścia graniczne z Niemcami, z tego 13 w pasie przemysłowym. – Ale mieszkańcy mało z nich korzystali, bo i po co, kiedy granica biegła środkiem podwórka – mówi prof. Kaczmarek. Kwitł szmugiel. – Generalnie żywność za towary przemysłowe, pasmanteryjne i porcelanę. Szczególnym wzięciem cieszyły się rowery, w Polsce bardzo drogie. Miały swoje tabliczki rejestracyjne, niczym dzisiejsze samochody. Przejazd rowerem na przejściach granicznych odnotowywano.
Karty cyrkulacyjne umożliwiały pracę w dotychczasowych zakładach po obu stronach granicy. Szacuje się, że w latach 20. było ok. 20 tys. robotników zatrudnionych w innym państwie (więcej ze strony polskiej). Kryzys gospodarczy zdecydowanie ograniczył migrację zarobkową.
– Pierwsi, bo już w 1934 r., z kryzysu wyszli Niemcy, Polska przezwyciężyła go dopiero trzy lata później – mówi prof. Kaczmarek. Nastały już wtedy czasy Hitlera. W Niemczech rozkwitały wielkie inwestycje publiczne i militarne. Bezrobocie spadło niemal do zera. Niemcy nadal potrzebowali robotników z polskiej strony, ale już zaczęli ich wybierać. Ważną rolę pośrednika odgrywał konsulat niemiecki w Katowicach. – Do zatrudnienia potrzebna była swoista lojalka: należało udowodnić nie tylko niemieckie pochodzenie, ale też wzmocnić je, najlepiej aktywną przynależnością do niemieckich partii i stowarzyszeń działających w Polsce.
W latach 30. pracę w Niemczech miało ok. 12 tys. mieszkańców polskiego Śląska. Wracali z pozytywnymi wrażeniami z Niemiec. Tam nie było bezrobocia – tu nadal szalało. Tam każdemu robotnikowi obiecywano Volkswagena – tu problemem było zdobycie roweru.
– Samochodów nie dostali, ale prawie za darmo otrzymywali nowoczesne odbiorniki radiowe – mówi Kaczmarek. Dożywianie w szkołach, wszystkie dzieci na koloniach. – Powszechne były wczasy nad Bałtykiem i rejsy po morzu. Hitler wyraźnie kupił robotników najpierw po swojej, potem po polskiej stronie. Niemcy ze swoją dynamiką gospodarczą i ogromnym znaczeniem w polityce międzynarodowej zachwycały. Ówczesny klimat oddaje słynne skwitowanie sprawy: przyjdzie Hitler i zrobi porządek!
Nastroje wyraźnie się radykalizowały. W oczach więdły niemieckie partie liberalne i konserwatywne (swobodnie działające na mocy konwencji) – w siłę rosły partie nacjonalistyczne. To w polskim Bielsku powstała prohitlerowska Partia Młodoniemiecka (Jungdeutsche Partei in Polen), która po 1933 r. stała się organizacją ogólnoniemiecką. Stąd entuzjastyczne powitanie w Katowicach wojsk niemieckich we wrześniu 1939 r. – wypisz wymaluj podobne do polskich uroczystości w połowie 1922 r.
Rzucała się w oczy swoista rywalizacja cywilizacyjna między częściami podzielonego Górnego Śląska. Pogranicze pełniło funkcję okna wystawowego dla drugiej strony. Budżet niemiecki przekazywał wielkie pieniądze na rozwój Gliwic, Zabrza i Bytomia – planowano utworzenie Trójmiasta, a w nim uniwersytetu humanistyczno-technicznego. Szczególnie rozrosło się Zabrze – z niewielkiej osady przemysłowej w lokalną metropolię o imponującej architekturze.
Wizja Trójmiasta się nie urzeczywistniła, bo Hitler zmienił strategiczne cele: rozpoczęto budowę kanału gliwickiego, autostrady Berlin–Bytom, w Blachowni i Kędzierzynie powstały supernowoczesne zakłady chemiczne, produkujące m.in. syntetyczną benzynę, w Gliwicach i okolicy gigantyczne zakłady zbrojeniowe. Ważniejsze stały się przygotowania do wojny.
Polską witryną wystawową były Katowice i Królewska Huta (potem Chorzów). W Katowicach powstał olbrzymi gmach Urzędu Wojewódzkiego i Sejmu Śląskiego, zbudowano Muzeum Śląskie i Śląskie Techniczne Zakłady Naukowe, które miały rangę uczelni półwyższej. Wyrastały okazałe gmachy publiczne i całe dzielnice mieszkaniowe. A prezydentowi Rzeczpospolitej Śląsk ufundował rezydencję w Wiśle.
– Wszystkie te inwestycje finansowało autonomiczne województwo dysponujące własnym skarbem – przypomina prof. Kaczmarek. Zostawało w nim ok. 40 proc. dochodów bogatego regionu. – Otwarte pozostaje pytanie, czy Warszawa inwestowałaby w okno wystawowe gdzieś na południowo-zachodnich rubieżach kraju?
Konwencja górnośląska regulowała przede wszystkim stosunki gospodarcze i własnościowe. Z jednej strony wymusiła zawarcie polsko-niemieckiego układu „w przedmiocie oddania niemieckiej własności państwowej na polskiej części Górnego Śląska”. Umowa przewidywała przekazanie Polsce wszystkich ruchomości i nieruchomości stanowiących majątek państwowy Prus i Rzeszy. Później na tak znacjonalizowanym majątku powstała m.in. spółka Polskie Kopalnie Skarbowe Skarboferm, do której wpuszczono kapitał francuski – w formie rekompensaty za wspieranie polskich interesów w czasie wojny i tuż po niej.
Z drugiej strony konwencja chroniła kapitał prywatny – przeważnie niemiecki – i jego swobodny przepływ. Była możliwość nacjonalizacji (nie siłowej, tylko kapitałowej, za odpowiednim odszkodowaniem) – na to Polska była jednak za biedna. Tak więc, choć wiele koncernów podzieliła granica, funkcjonowały one jak jeden organizm gospodarczy.
Dobrym przykładem jest słynna spółka Giesche SA. Prawie 80 proc. koncernu znalazło się po polskiej stronie Śląska. W 1926 r. spadkobiercy Gieschego sprzedali polskie aktywa kapitałowi amerykańskiemu. Nie dlatego, żeby Polska w jakiejś mierze utrudniała funkcjonowanie kapitału niemieckiego, bo nie miała przecież takich możliwości. – Spadkobiercy Gieschego, a była to rodzina niemiecko-żydowska, mieli problemy finansowe, stąd ten krok – uważa dr Greiner.
Z kolei część dóbr pszczyńskiej książęcej rodziny Hochbergów (m.in. 6 kopalń i browar w Tychach) państwo polskie wzięło w zarząd przymusowy za niepłacenie podatków. Kiedy wybuchła II wojna światowa, kapitał niemiecki ciągle kontrolował blisko 55 proc. gospodarki autonomicznego Śląska.
Niewielkie województwo śląskie, dzięki swojemu potencjałowi gospodarczemu i finansowemu, miało decydujący wpływ na rozwój kraju. Polska nie była w stanie skonsumować produkcji śląskiego przemysłu, stąd otwarcie linii kolejowej Śląsk–Gdynia. Po wybuchu polsko-niemieckiej wojny celnej (1925–30), która zablokowała eksport śląskich towarów na tradycyjny niemiecki rynek, przyspieszono budowę gdyńskiego portu. Rolniczej Polski nie byłoby stać bez Śląska na budowę Centralnego Okręgu Przemysłowego i na wiele innych inwestycji. Ze Śląska pochodziło 70–80 proc. nierolniczego eksportu Polski. Ale Śląsk pozostał przede wszystkim pograniczem narodowościowym i kulturowym, regionem z własną historią, chociaż podzielonym wyrokami historii i dyplomatów.
Droga do Polski
W styczniu 1918 r. prezydent USA Woodrow Wilson wydał 14-punktową deklarację, która miała stać się podstawą negocjacji z pokonanymi w I wojnie światowej Austro-Węgrami i Niemcami. Stwierdzono w niej, że „powinno być ustanowione niepodległe państwo polskie, które winno obejmować terytoria zamieszkane przez bezspornie polską ludność”. Na tej fali Roman Dmowski przedstawił prezydentowi USA – w imieniu Komitetu Narodowego Polskiego – projekt przyszłych granic państwa. W Polsce miała znaleźć się prawie cała pruska rejencja opolska, obejmująca terytorialnie Górny Śląsk. Były to tereny wykraczające poza przedrozbiorowe granice Rzeczpospolitej. W tym przypadku powoływano się na przeprowadzony w państwie pruskim w 1910 r. spis ludności, z którego wynikało, że z ponad 2 mln mieszkańców rejencji blisko 60 proc. przyznało się do polskości.
Nie było jednak zgody między politykami Francji i Wielkiej Brytanii co do losów regionu. Konsekwencją była zapisana w traktacie wersalskim (1919 r.) decyzja, że o przynależności Górnego Śląska rozstrzygnie plebiscyt.
W sierpniu 1919 r. wybuchło I powstanie śląskie, stłumione krwawo. W lutym 1920 r. władzę nadrzędną na Górnym Śląsku objęła Międzysojusznicza Komisja Rządząca i Plebiscytowa. W Bytomiu zaczął działać Polski Komisariat Plebiscytowy na czele z Wojciechem Korfantym. 15 lipca 1920 r. Sejm Ustawodawczy RP uchwalił ustawę konstytucyjną zawierającą statut organiczny województwa śląskiego. Jako jedyne w kraju miało mieć swój regionalny parlament, Sejm Śląski i własny skarb. Miesiąc później wybuchło II powstanie śląskie jako odpowiedź na terror niemieckiej policji Sipo i bojówek paramilitarnych. Po tygodniu krwawych walk – i decyzji Międzysojuszniczej Komisji o rozwiązaniu Sipo – działania militarne ustały.
W plebiscycie 20 marca 1921 r. Górnoślązacy mieli zdecydować, w jakim państwie chcą mieszkać. Biała kartka – w Niemczech, czerwona – w Polsce. Głosowało 1,2 mln uprawnionych (frekwencja 97 proc.): ponad 700 tys. (60 proc.) wybrało Niemcy, ok. 480 tys. (40 proc.) – Polskę. Wynik nie był dla Polski tragiczny, choć liczono na więcej. W Polskim Komisariacie Plebiscytowym zaczęto kreślić granice – tzw. linia Korfantego sięgała pod Opole (dawało to Polsce 60 proc. obszaru plebiscytowego). Tę koncepcję poparła Francja, ale absolutnie odrzuciły ją Anglia i Włochy – ich propozycja oddawała Polsce tylko część powiatów pszczyńskiego i rybnickiego oraz skrawek okręgu przemysłowego koło Katowic.
Te przepychanki stały się zarzewiem wybuchu III powstania (maj 1921 r.). Korfanty ogłosił się jego dyktatorem. Powstańcy, wspierające ich formacje Wojska Polskiego oraz ochotnicy z kraju zajęli prawie cały obszar plebiscytowy. Pod koniec czerwca walczące strony zostały rozdzielone przez żołnierzy alianckich, a na początku lipca z bronią w ręku opuściły sporne tereny plebiscytowe.
O losie Górnego Śląska zdecydowała Rada Ambasadorów Ligi Narodów w październiku 1921 r. Polska otrzymała 29 proc. obszaru plebiscytowego, ale zamieszkanego przez 46 proc. ludności. Polsce przypadło 90 proc. zasobów węgla (53 z 67 kopalń), 5 z 8 hut żelaza i wszystkie huty cynku i ołowiu. Formalne włączenie tych terenów do Rzeczpospolitej spowodowało wzrost wartości jej majątku przemysłowego z 97 mln zł do ponad 275 mln zł. A woj. śląskie w swym ostatecznym kształcie zajmowało tylko 1,1 proc. powierzchni kraju.