Były poruszające i mądre, skierowane do wszystkich, ale przede wszystkim do pokoleń młodszych. Ten więzień Auschwitz, dokąd został wywieziony w sierpniu 1944 r. z getta w Łodzi, tuż przed wyzwoleniem był przymusowym uczestnikiem dwóch marszy śmierci, gdy Niemcy pędzili uwięzionych najpierw z Auschwitz do Buchenwaldu, potem do Theresienstadt. Tam, bliski agonii, doczekał 8 maja 1945 r. wyzwolenia.
Miał więc Marian Turski tytuł, by przemawiać na obchodach w Auschwitz jako jeden z najstarszych ocalonych, bo urodzony w 1926 r. Powołując się na słowa swojego przyjaciela Romana Kenta, zaproponował przyjęcie jedenastego przykazania: „Nie bądź obojętny”. To przykazanie było uzasadnione tragicznymi doświadczeniami wojny, Holokaustu, obozów koncentracyjnych i obozów zagłady, które były poprzedzane jeszcze przed wybuchem wojny narastającym faszyzmem, totalitaryzmem, zbrodniami, presją i opresją często przy obojętności wielu ludzi. Tak więc Auschwitz „nie spadł z nieba” – mówił Marian Turski.
Dalej: „I to chciałbym powiedzieć mojej córce, to chciałbym powiedzieć moim wnukom. Rówieśnikom mojej córki, moich wnuków, gdziekolwiek mieszkają: w Polsce, w Izraelu, w Ameryce, w Europie Zachodniej, w Europie Wschodniej. To bardzo ważne. Nie bądźcie obojętni, kiedy widzicie, że przeszłość jest naciągana do aktualnych potrzeb polityki. Nie bądźcie obojętni, kiedy jakakolwiek mniejszość jest dyskryminowana. Istotą demokracji jest to, że większość rządzi, ale demokracja na tym polega, że prawa mniejszości muszą być chronione. Nie bądźcie obojętni, kiedy jakakolwiek władza narusza przyjęte umowy społeczne, już istniejące. Bądźcie wierni temu przykazaniu. Jedenaste przykazanie: »Nie bądź obojętny!«. Bo jeżeli będziecie obojętni – to nawet się nie obejrzycie jak na was, na waszych potomków jakiś Auschwitz nagle spadnie z nieba”.
Kiedy indziej i przy innej okazji powiedział wręcz i wprost: obojętność jest początkiem nienawiści, także: milczenie służką przemocy. Wreszcie: „Grzęźniemy, pogrążamy się coraz bardziej – w Polsce, Europie i nie tylko – w bagnie nienawiści. Nienawiść równa się obcość. Nienawiść równa się pogarda. Nienawiść to pełne i całkowite zaprzeczenie czułości. Początkiem nienawiści jest obojętność”.
Marian Turski przemawiał w Auschwitz w obecności polityków nie tylko z Polski, hierarchów Kościoła, te słowa były słyszane w wielu miejscach i musiały brzmieć nie tylko jako przestroga historyczna, ale też jako najbardziej aktualny przekaz. Jedenaste przykazanie natychmiast spotkało się z gorącymi reakcjami opinii publicznej. Słowa Mariana Turskiego cytowały największe światowe media. Redakcja POLITYKI, z którą Marian Turski jest związany od 1958 r., wystąpiła z inicjatywą zgłoszenia swojego kolegi i przyjaciela do Pokojowej Nagrody Nobla. „W dzisiejszym skonfliktowanym świecie mało kto tak bardzo zasługuje na Pokojową Nagrodę Nobla jak człowiek, który wziął na siebie i wypełnia najcięższe dziedzictwo: obowiązek bycia głosem tych, którym na zawsze głos odebrano”.
Inicjatywa POLITYKI spotkała się z ogromnym odzewem. Pod wnioskiem podpisywały się tysiące ludzi z całego świata, a do redakcji nadchodziły masowe wyrazy wsparcia i aprobaty, także od wielu instytucji, komitetów i fundacji. Nobel, jak wiadomo, do Mariana Turskiego nie trafił, niemniej jego słowa i jego sylwetka mocno naznaczyły współczesną historię i postawiły przed nią wyrazisty wymóg etyczny. A inaczej mówiąc, postawiły nakaz wmyślenia się w wypowiedziane słowa – przez ludzi, obywateli, którzy w tym, co usłyszeli, odnajdowali apel adresowany do nich bezpośrednio.
Jedenaste przykazanie stało się tytułem dwujęzycznej (w języku polskim i angielskim) książki, która zawiera przemowę z Auschwitz, ale także inne wystąpienia, wspomnienia i teksty Mariana Turskiego, opatrzone doborem zdjęć bohatera z wielkimi tego świata, choćby z papieżem Franciszkiem, z Obamą, z Merkel. Całość jest poprzedzona wstępem Olgi Tokarczuk, która po lekturze książki stwierdziła: „Traktuję świadectwa: opowieści, refleksje, jak swoiste szczepionki przeciw złu. Jeśli nie będziemy się szczepić najstraszniejszymi doświadczeniami przeszłości – choroba wróci. Dziękujemy za pana obecność wśród nas, Panie Marianie, dziękujemy za słowa z tej książki!”.
Większość książki stanowią owe najstraszniejsze doświadczenia przeżyte osobiście przez Mariana Turskiego oraz te, którym świadkował. Przy różnych specjalnych okazjach miał sposobność o nich mówić, jak też przed nimi przestrzegać, by otwierać kolejne perspektywy etyczne, by apelować do sumień ludzkich. Na Zgromadzeniu Ogólnym ONZ 28 stycznia 2019 r. powiedział: „Obchodzimy dziś rocznicę wyzwolenia Auschwitz. Przy tej okazji często używa się zwrotu: »Nigdy więcej«. Jeżeli chcemy, aby to wezwanie nie było tylko sloganem, pustym frazesem, musimy nauczyć się rozumieć innych ludzi, ludzi różniących się od nas, ludzi, którzy kierują się w życiu inną motywacją niż moja, niż nasza. To właśnie chciałbym powiedzieć jako ocalały”.
Naprzeciw nienawiści, poniżeniu (uważa, że w obozie koncentracyjnym nic nie było bardziej dolegliwego, ani głód, ani wszy, ani zimno) stawia solidarność ludzką, a przede wszystkim: „Gdybym miał wybrać spośród tych wszystkich doświadczeń, nauk i wszystkich słów, które je opisują, jedno lub dwa – wybrałbym następujące: empatia, współczucie”. W wielu innych wypowiedziach Marian Turski wraca do tych wartości, podaje przykłady, gdy właśnie braterskie, solidarnościowe zachowania ratowały życie, przywracały godność i nadzieję.
Podczas Walnego Zgromadzenia Międzynarodowego Komitetu Oświęcimskiego, które odbyło się w sierpniu 2017 r., chyba najdobitniej przeniósł przeżyte doświadczenia i myśli, do których one go doprowadziły, na czasy teraźniejsze i na triumfalne pojawienie się populizmu. „Populizmu, który – jak mi się wydaje – jest bazą wszelkich reżimów autorytarnych. Dlatego uważam, że dzisiaj, gdy powtarzamy »Never more – nigdy więcej«, musi to oznaczać walkę o dusze. Walkę o umysły. Walkę o świadomość tam, gdzie widzimy przeradzanie się populizmu w ruch autokratyczny, totalitarny. Dzisiaj faszyzm bardzo rzadko odkrywa karty. Bardzo rzadko ukazuje się w swoich prawdziwych kolorach. Na ogół występuje pod postacią populizmu właśnie, przypodobywania się elektoratowi, tym, którzy będą za nim głosować”. Przekraczanie bariery między populizmem i autokratyzmem, a kiedyś faszyzmem zawsze zaczyna się – stwierdzał Marian Turski – od łamania prawa, łamania praworządności i porządku prawnego i łamania praw człowieka.
Wiele myśli i wskazań rozsypanych w tej książce długo jeszcze będzie rezonować, bo nie tracą na swojej aktualności i będą jeszcze nie raz przydatne i użyteczne. W 2013 r. Marian Turski został odznaczony przez prezydenta Niemiec Joachima Gaucka Wielkim Krzyżem Zasługi. Zastanawiał się, czy on, więzień Auschwitz, powinien to wysokie odznaczenie odebrać. Wspomniał, że gdy po pierwszym marszu śmierci znalazł się w Buchenwaldzie, tam jeden z funkcyjnych blokowych, Niemiec, oświadczył, że jeśli jakikolwiek więzień ukradnie chleb innemu więźniowi, zostanie „zatłuczony”. „To były słowa niespodziewane, słowa – co tu dużo mówić – przywracające godność ludzką”. Marian Turski zwrócił się do prezydenta Niemiec: „On uchronił mnie przed fanatyczną ksenofobią i nacjonalistycznym uprzedzeniem. On mi przywrócił godność ludzką. Nieznany z nazwiska mój niemiecki kolego czy towarzyszu Blockalteste! By ciebie uczcić, przyjmuję odznaczenie nadane mi przez pana prezydenta RFN”.
Gdy wojna się kończyła, Marian Turski miał 19 lat, przed nim było długie życie. Opowiada o nim, o swoim zaangażowaniu w nowy ustrój, późniejszych rozczarowaniach, o ewolucji swoich poglądów. Były przełomy i były dramaty. Zwłaszcza Marzec ’68 stał się doświadczeniem wyjątkowym, ponieważ POLITYKA solidarnie (z jednym wyjątkiem) przeciwstawiła się hecy antysemickiej. „To jeden z najpiękniejszych okresów w moim życiu”. Opowiada, jak wtedy mógł skorzystać z zaproszenia do USA, by dostać tam etat na uniwersytecie. Nie skorzystał: „Bo jeśli w 1968 r. w zespole POLITYKI – poza jedną osobą – dwadzieścia umiało twardo trzymać się z dziewięcioma o »złym pochodzeniu«, to nie miałem prawa ani wcześniej, ani w 1968 r. zostawiać takich przyjaciół, którzy przecież – gdyby nastąpiła zła godzina – wyjechać by nie mogli”. Mówi, że podobną solidarność w zespole poczuł, gdy pojawił się „styl sprawowania władzy Jarosława Kaczyńskiego”.
Były też później, już w latach 80., pokusy emigracyjne, „ale tym bardziej się na emigrację nie zdecydowałem, bo do poprzednich motywów doszedł jeszcze jeden – moje zaangażowanie w odradzające się tradycje żydowskie. Postanowiłem, że będę kustoszem i – jak mawiał Marek Edelman – strażnikiem pamięci”. I tak zrodziła się m.in. idea powstania Muzeum Historii Żydów Polskich. Można powiedzieć, że Marian Turski dał nam piękne słowa i myśli, ale też dał nam Polin. Sam sobie zbudował wspaniały pomnik. „To muzeum – mówi – ma przede wszystkim odegrać jedną rolę, wpoić i utrwalić przekonanie, że »oni byli tu między nami«. Nieobecność Żydów w Polsce to wielka pustka i muzeum ma pokazać, jak to się stało, że Żydzi są w literaturze, malarstwie, muzyce, a nie ma ich dookoła”.
Marian Turski prowadzi nas po przedwojennej Łodzi, po swoich przyjaźniach i po swojej rodzinie, tej, która w przerażającej większości wyginęła w Holokauście, i tej obecnej, odrodzonej; także po swoich pasjach historycznych, muzycznych. Towarzyszymy mu w marszu z Martinem Lutherem Kingiem z Selmy do Montgomery w 1965 r. To była manifestacja na rzecz praw człowieka, praw obywatelskich, praw dla ludności afroamerykańskiej. Warto maszerować z Marianem Turskim.
***
Marian Turski, XI. Nie bądź obojętny. Ze wstępem Olgi Tokarczuk, Wydawnictwo Czarne