Przed wyjazdem na zimowe igrzyska do Kanady Piotr Nurowski studził nadzieje polskich kibiców: nie jesteśmy potęgą w sportach zimowych, dobrze będzie, jeśli nasza ekipa zdobędzie dwa medale. Już raz, w 2008 r. przed letnimi igrzyskami w Pekinie, nieopatrznie zadeklarował, że jeśli nasi nie przywiozą 10 krążków, zrezygnuje z funkcji szefa Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Wtedy w ostatnim dniu zawodów uratowały go kajakarki, zdobywając srebrny medal. Teraz, gdy w Vancouver Polacy zdobyli dwa pierwsze medale, Nurowski zameldował wykonanie zadania.
Dwójka w sztafecie
Nurowski zawsze lubił być w centrum uwagi. Jako nastolatek szefował ministrantom w bazylice w Sandomierzu. Najchętniej służył do porannej mszy w niedzielę. – Kościół pękał w szwach. Na koniec mszy idę z kropielnicą nawą główną, wszyscy mnie widzą, pod chórem ksiądz macza kropidełko i wracam przez całą bazylikę do ołtarza – wspomina Nurowski. Gdy miał 15 lat, został spikerem stadionu klubu Wisła Sandomierz, a wkrótce także spikerem pochodów pierwszomajowych w swoim mieście.
W 1962 r. za dwoma starszymi braćmi wyjeżdża na studia do Warszawy. Studiując prawo na Uniwersytecie Warszawskim, zaczyna działać w Zrzeszeniu Studentów Polskich i w młodzieżowej przybudówce PZPR – Związku Młodzieży Socjalistycznej. W radiowęźle ZSP na studenckim osiedlu Jelonki prowadzi ogromnie popularną audycję „Sportu blaski, sportu troski – na antenie Piotr Nurowski”. Tuż przed końcem studiów wygrywa zorganizowany przez Polskie Radio konkurs na sprawozdawcę sportowego. Praca w tej rozgłośni byłaby spełnieniem jego marzeń. Ale na etat w radiu trzeba czekać rok, może dwa. Tymczasem w 1967 r., po zakończeniu studiów, Nurowski dostaje nakaz pracy jako referent prawny na stacji kolejowej w Ostrowi Mazowieckiej.