Dwa dni po morderstwie w łódzkim biurze PiS szef MSWiA Jerzy Miller podjął decyzję, aby opieką Biura Ochrony Rządu objąć też niektórych ważnych polityków, niezajmujących wysokich stanowisk państwowych. Tylko on zresztą może przydzielić obstawę każdemu obywatelowi, gdy uzna to za stosowne. Szef BOR gen. Marian Janicki – w ciągu kilku dni po morderstwie – w Sejmie lub w swym gabinecie przy ul. Podchorążych na warszawskim Mokotowie osobiście spotykał się z zainteresowanymi.
Jako pierwszy tym, że został objęty ochroną, pochwalił się europoseł PiS Jacek Kurski. Niedługo potem podobną wiadomość ogłosił jego partyjny kolega Zbigniew Ziobro. Nie pozostawił żadnych wątpliwości, że ochrona mu się należy. Na dowód przypomniał czasy, kiedy za rządów PiS pełnił funkcję ministra sprawiedliwości. „Co najmniej kilkakrotnie byłem informowany o zamiarach zabicia mnie, dostawałem telefony, więc przyzwyczaiłem się do tego, że mam być zastrzelony” – powiedział mediom.
Były premier za czasów SLD Leszek Miller mówi, że usłyszał od gen. Janickiego na tyle konkretny przekaz, że nie hamletyzował. – Z analiz, którymi dysponują służby, wynika, że powinienem otrzymać ochronę. Nie dyskutowałem, bo trzymam się od dawna zasady, że jeśli fachowcy mówią, aby przyjąć ochronę, to ja się z tym zgadzam – tłumaczy były premier, który wśród borowików znany jest z tego, że lubi ich towarzystwo.
Od kilku dni funkcjonariusze BOR towarzyszą również szefowi SLD Grzegorzowi Napieralskiemu oraz wicemarszałkowi Sejmu z PO Stefanowi Niesiołowskiemu. Propozycję od gen. Janickiego otrzymał również Jarosław Kaczyński. Odmówił. PiS wolał wynająć mu ochronę złożoną z byłych komandosów GROM. Koszt takiej asysty to co najmniej 50 tys. zł miesięcznie. Z ochrony BOR zrezygnował także Janusz Palikot, który w swoim stylu skomentował, że nie będzie w ten sposób „legitymizował teatru”.
Jednostka pod ochroną
Ustawa o BOR wymienia urzędników państwowych, którym obstawa agentów biura należy się automatycznie po objęciu funkcji. Są to: prezydent RP i byli prezydenci, marszałek Sejmu, marszałek Senatu, premier, wicepremierzy, minister spraw zagranicznych oraz minister spraw wewnętrznych, a także członkowie zagranicznych delegacji. Inne osoby otrzymują ochronę – jak mówi artykuł 2 ustawy o BOR – „ze względu na dobro państwa”. Co to znaczy, nie wiadomo, bo sformułowania tego nikt nie sprecyzował.
Czy tym razem szef MSWiA nie nazbyt ochoczo delegował funkcjonariuszy BOR do obstawy osób, które z rządem nie mają nic wspólnego? – Z mojego punktu widzenia nie ma zagrożenia dla życia i zdrowia tych ludzi. To była incydentalna sytuacja, która się nie powtórzy. Wszędzie na świecie jest tak, że politycy dostają pogróżki, ale nikt nie głupieje na tyle, by od razu dawać im ochronę – mówi ekspert od spraw bezpieczeństwa, który pracuje w strukturach rządowych.
– Minister sięgnął po funkcjonariuszy BOR, to znaczy wybrał najprostsze, ale i najdroższe rozwiązanie. Wystarczyłoby, gdyby zlecił to zadanie komendom wojewódzkim policji, w których są odpowiednio wyszkoleni ludzie. Byłoby taniej i dyskretniej – mówi jeden z byłych wysokich oficerów BOR.
Na przykład w 1999 r. ówczesny komendant główny policji gen. Marek Papała przydzielił policyjną ochronę sędzi Barbarze Piwnik, która przewodziła składowi orzekającemu w procesie jednej z najniebezpieczniejszych grup przestępczych lat 90., gangu Rympałka. Dlaczego teraz nie skorzystano z takiego rozwiązania? MSWiA tego nie tłumaczy. Rzeczniczka resortu Małgorzata Woźniak zapewnia, że zagrożenie było poważne.
Obecnie lista osób chronionych przez BOR obejmuje kilkanaście nazwisk, nie licząc tych, którym ochrona należy się z mocy prawa, oraz ich rodzin (po ataku w Łodzi obstawa towarzysząca żonom i dzieciom premiera oraz prezydenta również została wzmocniona). Lista chronionych w ten sposób stała się bodaj najdłuższa w historii tej formacji po 1989 r.
Asystę borowców już wcześniej otrzymał szef CBA Paweł Wojtunik. Jako były policjant Centralnego Biura Śledczego, który rozpracowywał najgroźniejsze gangi, dostał obstawę z obawy przed zemstą półświatka. Minister zdrowia Ewa Kopacz, minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski i główny inspektor sanitarny Przemysław Biliński są chronieni po rozpoczęciu przez rząd walki ze sprzedawcami dopalaczy. Szef Kancelarii Premiera Tomasz Arabski, szef doradców premiera Michał Boni i Jacek Kapica, wiceminister finansów, otrzymali ochronę po ujawnieniu tzw. afery hazardowej jako osoby zaangażowane w pracę nad nowym, restrykcyjnym prawem wymierzonym w rynek jednorękich bandytów.
Powodem przydzielenia obstawy sędziwemu Władysławowi Bartoszewskiemu były groźby, w tym pozbawienia życia, które otrzymał po swym wystąpieniu na inauguracji kampanii prezydenckiej Bronisława Komorowskiego. Przeciwstawił go wówczas jako „ojca rodziny” Jarosławowi Kaczyńskiemu, „który ma jedynie doświadczenie w hodowli zwierząt futerkowych”. Z ochroną BOR chodzi też szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Stanisław Koziej.
Według kanonów biura są cztery typy ochrony: osobista, gdy ochraniany jest wyłącznie VIP, miejsca pracy, miejsca zamieszkania oraz ochrona pirotechniczna i radiologiczna.
W tej chwili bardziej rozbudowaną ochronę mają prezydent oraz premier. W przypadku premiera i prezydenta ochrona osobista to zwykle 6–10 funkcjonariuszy BOR i trzy samochody, w tym jeden pancerny. Borowcy obstawiają też miejsca pracy, a więc Pałac Prezydencki, Kancelarie Prezydenta i Premiera oraz domy i mieszkania, w których nocują rządzący. W przypadku premiera to willa przy ul. Parkowej, a prezydenta – mieszkanie na Powiślu.
Przez pewien czas pod względem ochrony z premierem i prezydentem mógł się równać jedynie szef CBA, który jeździł opancerzonym BMW w towarzystwie dodatkowego samochodu osłony i 4–6 funkcjonariuszy. Od niedawna szef CBA ma mniejszą asystę, podobną do tej, którą mają inni politycy.
Ochrona przydzielona na podstawie decyzji szefa MSWiA to z reguły dwóch borowców oraz samochód. – O umówionej porze odbierają Iksińskiego spod drzwi jego domu, chodzą za nim krok w krok przez cały dzień, a wieczorem odstawiają z powrotem – wyjaśnia oficer BOR. – Nie wolno im spuścić go z oczu, jeść mogą tylko wtedy, gdy nadarzy się okazja, np. gdy polityk jest w Sejmie, który jako całość jest budynkiem chronionym.
Trzy anteny marszałka
Na temat tego, jak politycy traktują ochronę BOR, krążą wśród jego funkcjonariuszy legendy. Jeden z byłych marszałków Sejmu zapytał kiedyś oficera ochrony, ile anten jest na dachu limuzyny, którą go wożono. Gdy usłyszał, że trzy, z nieukrywaną satysfakcją rzucił: – To znakomicie. Premier ma dwie.
Punktem honoru dla wielu polityków jest poruszanie się w opancerzonym BMW. Bardzo wyczuleni na tym punkcie byli Andrzej Lepper i Roman Giertych, którzy w rządzie Jarosława Kaczyńskiego pełnili funkcję wicepremierów i dlatego zaraz po objęciu urzędowania wsiedli do tzw. pancerek. Dodatkowo – choć nikt nie słyszał, by groziło im jakiekolwiek niebezpieczeństwo (jeden był ministrem rolnictwa, drugi edukacji) – obaj podróżowali w asyście dodatkowej limuzyny BOR. Niektórzy politycy uważają, że im większą dostaną obstawę, tym większym będą się cieszyć poważaniem u wyborców i swoich kolegów partyjnych – mówią borowcy.
Za rządów PiS w BOR zapanowała obawa przed zamachem na życie Jarosława i Lecha Kaczyńskich. Ten pierwszy dostał ochronę na żądanie brata prezydenta jeszcze w chwili, gdy był zwykłym posłem. Doszło do tego, że w pewnym momencie obaj poruszali się w kolumnach złożonych z czterech samochodów ochrony, niekiedy wyposażonej w broń maszynową.
Gdy rządy przejęła Platforma Obywatelska, wahadło odchyliło się w drugą stronę. Pod hasłem walki z bizancjum politycy PO przyjmowali ochronę z ostentacyjną niechęcią. Premier pierwotnie miał jeździć tylko jednym samochodem w towarzystwie dwóch ochroniarzy. Po jakimś czasie wszystko jednak wróciło do normy, to znaczy premier zgodził się na rozszerzenie obstawy, która czasem składa się z dwóch dodatkowych limuzyn i nawet 10 funkcjonariuszy. – Z zasady na początku większość osób wzbrania się przed przyjęciem ochrony, a później, jak się przyzwyczają, to jest problem z jej odebraniem – mówi jeden z byłych dowódców biura. – Bo chłopaki nie tylko zawiozą, gdzie trzeba, ale jeszcze dopilnują, żeby się nie spóźnić.
Dwa noże na Kalisza
Śmierć pracownika biura PiS na razie wywołała histerię wśród polityków, nie spowodowała jednak głębszej refleksji na temat bezpieczeństwa pracowników ich biur. O tym, że są zagrożeni, świadczy nie tylko przypadek łódzki.
W 1999 r. do gabinetu ówczesnego szefa Kancelarii Prezydenta Ryszarda Kalisza wdarła się kobieta, która zażądała rozmowy z nim. Gdy sekretarka poinformowała ją, że Kalisza nie ma, wyciągnęła dwa noże i rzuciła się na siedzącego w sekretariacie pułkownika Wiesława Bijatę, późniejszego szefa ochrony premiera Millera. Oficerowi udało się ją obezwładnić. Kobieta – jak się okazało psychicznie chora – dość łatwo zmyliła ochronę pełniącą służbę przy wejściu do gmachu. Po prostu wmieszała się w tłum idących rano do pracy pracowników kancelarii. – Dlatego właśnie najtrudniej ustrzec przed atakiem szaleńców, bo są nieobliczalni – mówi jeden z byłych oficerów BOR.
Zdaniem ekspertów czas najwyższy, by rozpocząć szkolenia pracowników biur poselskich, na których dowiedzieliby się, jak rozpoznawać osoby mogące stanowić zagrożenie, jak z nimi rozmawiać czy jak zachować się w przypadku ataku. Do tego warto zadbać o monitoring i systemy antynapadowe oraz zakładać biura w budynkach, gdzie jest już ochrona. Także politycy powinni zacząć dbać o własne bezpieczeństwo, nie oglądając się ciągle na BOR, lecz wynajmując wyspecjalizowane firmy ochroniarskie, których na rynku jest już sporo. Ale na to – przynajmniej na razie – chyba się nie zanosi. Bo samochód z prywatnymi ochroniarzami to jednak nie to samo co pancerka BOR. W dodatku z kogutem i antenami na dachu.
Czym jest BOR
Biuro Ochrony Rządu powstało w 1956 r., przez lata działało w strukturach MSW oraz MON. Dopiero od 2001 r. jest oddzielną formacją podległą szefowi MSWiA. BOR posiada podobne uprawnienia jak inne służby mundurowe, nie może jedynie zakładać podsłuchów czy prowadzić operacji specjalnych. Może za to pozyskiwać informatorów. Liczy około 2 tys. funkcjonariuszy. Średnia wieku to 36 lat, średnia pensja – 3,8 tys. zł brutto. 95 proc. borowców to mężczyźni, 52 proc. funkcjonariuszy ma wyższe wykształcenie. Oprócz tego, że chronią polityków, dbają też o bezpieczeństwo polskich ambasad.
Na wyposażeniu BOR znajduje się około sto limuzyn, z czego kilka to auta opancerzone, w większości BMW. We flocie biura są również Skody Superb, Mercedesy i Chryslery. Niebawem pojawi się też około 20 Audi, kupionych z myślą o polskiej prezydencji w UE.