Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

W ogniu zakupów

Armia kupuje śmigłowce. Który wybierze?

S70i Black Hawk - jeden z najsłynniejszych śmigłowców świata. S70i Black Hawk - jeden z najsłynniejszych śmigłowców świata. Krzysztof Koch / Agencja Gazeta
Wojsko zamierza wybrać się na duże zakupy. Najdroższe będą nowe śmigłowce. Cena wywoławcza za 26 sztuk to – plus minus – 3 mld zł.
Mi-17 - najpopularniejszy śmigłowiec świata, od lat służący także w polskiej armii.Mariusz Adamski/Forum Mi-17 - najpopularniejszy śmigłowiec świata, od lat służący także w polskiej armii.
Francuski NH 90 to najmniej znana z trójki oferowanych nam maszyn.EPA/PAP Francuski NH 90 to najmniej znana z trójki oferowanych nam maszyn.

Na stanie.

W kwestii zakupów wojskowi są mocno wyposzczeni. Zwłaszcza po 2011 r. – nie udało się przeprowadzić kilku ważnych i kosztownych przetargów. Najbardziej zabolała decyzja ministra obrony, że nie zostanie rozstrzygnięty przetarg na samolot szkolno-bojowy (koszt ok. 1,5 mld zł). Minęło kilka tygodni i minister skasował remont fregat (500 mln zł). Wojska lądowe nie kupiły sobie nowego pistoletu i silników do swoich śmigłowców (125 mln zł). Nie wydano ponad 100 mln zł na remonty. Zaoszczędzono kilka milionów, rezygnując z opracowania nowego wzoru munduru. Kryzys nie kryzys – wojsko czuje, że coś mu się jednak należy. Tym bardziej że przetarg na śmigłowce to temat z długą brodą. Armia zgłaszała chęć ich zakupu już na początku lat 2000. Mniej więcej wtedy, kiedy potrzebę wymiany maszyn zgłosiło Lotnicze Pogotowie Ratunkowe, które od pół roku ma komplet 23 nowoczesnych maszyn. Wojsko przez ten czas dokupiło zaledwie pięć śmigłowców.

Na oficjalnej stronie ministerstwa można znaleźć informację, że na stanie całej polskiej armii jest 215 śmigłowców. Gdybyśmy się jednak mocniej przyjrzeli tym liczbom, to okazałoby się, że do 2023 r. w linii pozostaną pojedyncze egzemplarze. – Lawinowe wycofywanie sprzętu zacznie się ok. 2017 r., kiedy z polskiej armii niemal całkowicie znikną rosyjskie Mi-2, Mi-8 i sporo Mi-24 – mówi jeden z dobrze zorientowanych wojskowych.

Każda maszyna powinna służyć 35 lat. Były już jednak takie przypadki, kiedy wydłużano ten okres o kolejne pięć. Armia do sprzętu podchodziła po gospodarsku: dużo pucować, mało używać. Misje w Iraku i w Afganistanie spowodowały jednak, że liczba maszyn zaczęła gwałtownie maleć. Kilka utracono. Pozostałych używano tak intensywnie, że trzeba było kanibalizować pozostałe – wymontowywać części z tych, które pozostały w kraju.

Przetarg.

MON wśród tych, którzy mogą samoloty Polsce zaoferować, ma etykietkę klienta trudnego, a momentami nieobliczalnego. Wymagania stawiane w przetargach sprawiają czasem wrażenie pisanych na podstawie książek Stanisława Lema. – To już jest jakiś rodzaj tradycji, że próbujemy kupić coś, co nie istnieje. Tak było w przypadku samolotu szkolno-bojowego – mówi Bartosz Głowacki, dziennikarz „Skrzydlatej Polski”. Jeden z obserwatorów przetargu ironizuje: – Z jednej strony wojskowi cały czas mówią o pilnej potrzebie dokupienia śmigłowców transportowych, a z drugiej domagają się pełnego uzbrojenia. Czy jest sens uzbrajać autobus?

Ale pod nazwiskiem nikt narzekał nie będzie, bo chodzi o duże pieniądze. A w dłuższej perspektywie jeszcze większe. – Ten, kto wygra przetarg, ma w kieszeni następne zamówienia. Jeśli już zdecydujemy się na jakiegoś producenta, to będziemy się go trzymać latami, bo tak jest najtaniej – dodaje Piotr Abraszek. Na 26 kupionych maszynach z pewnością się nie skończy. Wojsko przebąkuje, że trzeba będzie dokupić co najmniej sto następnych. A przy cenie dochodzącej do 150 mln zł za sztukę oznacza to miliardy do wydania. Również na części zamienne.

Konkurenci.

O tym, że jest się o co bić, najlepiej świadczy fakt, że dwóch najpoważniejszych graczy w tym przetargu zdecydowało się na kupienie fabryk w Polsce. Producent śmigłowców Black Hawk przejął zakłady w Mielcu, w których produkuje S-70 i Black Hawk, bardziej komercyjną wersję wojskowej legendy. A w Świdniku mógłby być produkowany NH 90, co już oficjalnie zapowiedział prezes tych zakładów.

Na razie na przetargu najlepiej wychodzi prasa branżowa, która od miesięcy w każdym numerze ma reklamę obu śmigłowców. Na takich przetargach się nie oszczędza. Każda z firm ma nie tylko agencje dbające o ich wizerunek, ale i mniej oficjalnych lobbystów. Trwa między nimi wojna podjazdowa. Stronnicy NH 90 o Black Hawku mówią staruszek. Lobby proamerykańskie pyta: czy wyobrażacie sobie nakręcenie „Helikoptera w ogniu” z tym krowiastym NH 90?

Te dwie maszyny łączy jedno – mają bardzo groźnego rywala. – Mi-17 używany w polskiej armii niewiele ustępuje każdej z nich. I od każdej jest tańszy. Mamy już do nich wyszkolonych pilotów i mechaników. Ale to zakup politycznie niepoprawny – dodaje Bartosz Głowacki. Kryzys potrafi płatać jednak figle.

Polityka 01.2012 (2840) z dnia 03.01.2012; Rynki; s. 66
Oryginalny tytuł tekstu: "W ogniu zakupów"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną