Nie przystoi zaś taki gest politykom – i to tym, którzy jako swojego forum mogą użyć parlamentu.
Posłowie Prawa i Sprawiedliwości nie przyszli na głosowanie tyczące jednej z kluczowych dla stanu kraju kwestii – nowelizacji budżetu państwa. Twierdzą, że chcą tym zaprotestować przeciwko lekceważeniu przez rząd związków zawodowych i praw pracowniczych.
Tyle że akurat budżet jest dość istotnym elementem polityki socjalnej właśnie. I to poprzez głosowanie nad nim – czy to za, czy przeciw, a nawet się wstrzymując – posiadający mandat parlamentarny polityk próbuje wpłynąć na sytuację.
Nie mówiąc o tym, że także z formalnego punktu widzenia – bo z nakazu ustawy o wykonywaniu mandatu posła i senatora – „czynne uczestnictwo w pracach Sejmu” jest „podstawowym obowiązkiem posła”. Trudno zaś wyobrazić sobie ważniejszą formę owego uczestnictwa niż branie aktywnego udziału w głosowaniach. Nie mówiąc o tym, że za to m.in. dostają wynagrodzenie.
Politycy PiS jednak nie pierwszy raz okazują przy tym ostentacyjne lekceważenie dla państwa, w którym żyją oni, ich wyborcy i współobywatele. Bliżej im w tym (podobnie zresztą jak w poglądach gospodarczych) do anarchistów niż do konserwatywnej prawicy, za jaką się podają.