Prezes Polskiej Akademii Nauk mówi: konferencja, a niektórzy słyszą: debata. Różnica jest zasadnicza, ale jak głuchemu wytłumaczyć? Michał Kleiber to uczony z wielkim autorytetem, ale dla posła Stefana Niesiołowskiego to „człowiek, który kopie grób demokracji” i należy odwołać go z funkcji w PAN. Wiele osób myśli podobnie – prof. Kleiber popiera brednie Macierewicza, bo chce zwołania debaty (w rzeczywistości konferencji naukowej) w sprawie katastrofy smoleńskiej. Dla nich Michał Kleiber z założenia jest podejrzany, bo był doradcą ds. nauki prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Ale wcześniej był ministrem w rządzie SLD, więc może nie należy przypisywać mu barw politycznych i dopuścić myśl taką, że to po prostu bezpartyjny naukowiec, osoba równie cenna jak w dawnych czasach bezpartyjny fachowiec, czyli ktoś kto ma wiedzę i doświadczenie, a nie wyłącznie polityczne konotacje.
Kleiber podkreśla, że nie chce debaty (czytaj: kłótni) między ekspertami rządowymi a tymi od Macierewicza. Zamierza doprowadzić do konferencji naukowej, gdzie eksperci jednej i drugiej strony przedstawią referaty ze swoimi ustaleniami i odpowiednie prezentacje. Nie będą toczyć sporów, ich prace ocenią inni. Prof. Kleiber mówi o gronie naukowym z PAN i polskich uczelni, być może doprosi też znawcę lotnictwa spoza Polski.
I jeszcze jeden, niedosłyszany przez głuchych argument. Kleiber mówi o 40 proc. społeczeństwa, które zagubiło się wśród ustaleń ekspertów Macierewicza i dr Macieja Laska i nie wie, komu wierzyć. Podziały pogłębiają się, rośnie rzesza tych, których przekonuje Antoni Macierewicz, Wiesław Binienda i pozostali fachowcy od teorii zamachu. Chcę, mówi Kleiber, aby w wyniku konferencji naukowej przeprowadzonej pod egidą PAN, pozostało, co najwyżej 10 proc. zagubionych. W każdym społeczeństwie taka mniej więcej grupa wierzy w teorie spiskowe – ich nic i nikt nie przekona.
Nie rozumiem, dlaczego tak wiele poważnych zdawałoby się osób odżegnuje się się od pomysłu szefa PAN, a nawet traktuje go, jako rzecz błahą i raczej śmieszną. W sytuacji, kiedy już żadne argumenty nie są w stanie dotrzeć do opinii publicznej, bo wypowiadają je albo eksperci zespołu smoleńskiego, albo specjaliści zespołu dr Laska - a to oznacza, że albo jedni, albo drudzy, są skompromitowani i nie można im ufać, pomysł naukowego arbitrażu może okazać się zbawienny. A już na pewno nie będzie szkodliwy, bo więcej szkód społecznych już wyrządzonych w sprawie Smoleńska trudno sobie wyobrazić.