Ten rok przyniósł kolejne wersje zamachowych teorii smoleńskich. Z prac zespołu smoleńskiego Antoniego Macierewicza na pewno zapamiętamy jego ekspertów przekonujących np., że słynną brzozę ścięto jeszcze przed katastrofą, i dowodzących teorii zamachu za pomocą zgniecionej puszki oraz pękniętej parówki. Zespół ośmieszył się nieudolnymi próbami łączenia się z ekspertami z zagranicy przez Skype’a (co poirytowało nawet prezesa PiS), a przede wszystkim wyznaniem prof. Jacka Rońdy z AGH, który przyznał w Telewizji Trwam, że „blefował”, mówiąc o tajnym dokumencie z Rosji, mającym dowodzić, że piloci tupolewa nie zeszli poniżej stu metrów. W tej sytuacji, mimo licznych zapowiedzi, prezes PAN prof. Michał Kleiber zrezygnował z organizacji naukowej debaty „ekspertów” Macierewicza z rządowym zespołem Macieja Laska, powołanym do prostowania kłamstw smoleńskich, kiedy ogólnopolskie sondaże pokazały, że aż jedna trzecia Polaków wierzy w zamach. Tymczasem prokuratorzy wojskowi ogłosili, że na wraku nie wykryto „obecności i pozostałości” żadnych materiałów wybuchowych. Ciąg dalszy jednak, niestety, nastąpi.