Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Zdecydowana wygrana PO i wyraźna porażka PiS. Ale faworyci musieli się namęczyć

Flickr CC by 2.0
Druga runda głosowania w miastach była swego rodzaju aneksem do wyborów samorządowych.

Ta potyczka przyniosła wyraźną wygraną Platformy i równie wyraźną porażkę PiS. Pozostałe partie odegrały role epizodyczne, czasem zresztą całkiem wyraziste. Mocną pozycję potwierdziło wielu kandydatów niezależnych.

Platforma utrzymała władzę w Warszawie, Gdańsku, Bydgoszczy i Białymstoku. Porozumienie z niezależnym Rafałem Dutkiewiczem zapewniło jej wygraną we Wrocławiu, a poznaniacy okazali się na tyle zmęczeni prezydenturą Ryszarda Grobelnego, że mu ją zabrali, na czym skorzystał reprezentant PO Jacek Jaśkowiak.

Ewa Kopacz może mieć osobistą satysfakcję, bo poseł PO wygrał w jej mieście – Radomiu – z urzędującym prezydentem z PiS. Lewicy Platforma odbiła Sosnowiec, kandydatom niezależnym – Rybnik. Dwa tygodnie wcześniej kandydaci PO wygrali m.in
w Łodzi i Lublinie.

Jeśli spojrzeć na te wyniki łącznie, to okazuje się, że Platforma pozostaje zdecydowanie najsilniejszą polską partią. Minimalna przegrana z PiS w sejmikach tego obrazu nie zmienia, bo dzięki wysokiemu wynikowi PSL i braku zdolności koalicyjnej partii Jarosława Kaczyńskiego Platforma będzie współrządzić w 15 z 16 województw i w dziesięciu z 20 największych miast. To nie najgorsza wróżba przed wyborami do Sejmu za rok. Przekładając to na język piłkarski: drużyna Kopacz na kwadrans przed końcem meczu prowadzi 2:0.

Kaczyński zrobił dobrą minę do złej gry. Podkreślił, że kandydaci PiS w Warszawie, Krakowie, Gdańsku i Wrocławiu weszli do drugiej tury i osiągnęli ponad 40 proc. I na pierwszy rzut oka wygląda to nieźle.

O wielkim postępie trudno jednak mówić, skoro Jacek Sasin dostał ok. 240 tysięcy głosów – niemal sto tysięcy mniej niż w 2006 r. Kazimierz Marcinkiewicz. PiS stracił władzę w Radomiu i Elblągu, czego nie mogą zrównoważyć zwycięstwa w Nowym Sączu, Ostrołęce i Zamościu. Tajemnicą PiS pozostanie, dlaczego nie eksponował sojuszu ze zwycięskim prezydentem Kielc Wojciechem Lubawskim, który mógłby być PiS-owskim Dutkiewiczem, a w powszechnym odczuciu jest po prostu kolejnym niezależnym samorządowcem.

PiS ma rok, by się otworzyć na nowych ludzi – wybory samorządowe pokazały, że kisi się we własnym sosie. Jeśli – trochę na siłę – szukać dobrych wiadomości dla Kaczyńskiego, to wygląda na to, że w majowych wyborach prezydenckich Andrzej Duda może odegrać rolę podobną do Sasina w Warszawie. Gdyby udało mu się wejść do drugiej tury, przyciągnąłby większość niezadowolonych z prezydentury Bronisława Komorowskiego i 40 proc. głosów byłoby w zasięgu. A to wyglądałoby już całkiem nieźle.

Wyniki drugiej tury przyniosły kilka innych ciekawych rozstrzygnięć. Z Sejmu zniknie poseł Twojego Ruchu Robert Biedroń, który został prezydentem Słupska, a PSL straci rzecznika prasowego Krzysztofa Kosińskiego, który wygrał w Ciechanowie. SLD może się pocieszać wygraną w Częstochowie. Mieszkańcy Olsztyna zmobilizowali się przeciwko politykowi oskarżonemu o gwałt, który mimo zwycięstwa w pierwszej turze przegrał drugą. Niezniszczalny okazał się Jacek Majchrowski w Krakowie, który wygrał po raz czwarty. Pojawiło się kilka nowych twarzy: w Starachowicach wygrał 25-letni Marek Materek, wyrzucony niedawno z PO; w pierwszej turze w Stalowej Woli zwyciężył niewiele starszy Lucjusz Nadbereżny z PiS.

Wybory prezydenckie w sumie okazały się dużo ciekawsze niż cztery lata temu, a faworyci musieli się bardziej namęczyć. To – z różnych powodów – mogą być ostatnie kadencje prezydentów Warszawy, Wrocławia czy Krakowa. Na miejską rewolucję przyjdzie poczekać do 2018 r.

Reklama

Czytaj także

null
Kultura

13 najlepszych polskich książek roku według „Polityki”. Fikcja pozwala widzieć ostrzej

Autorskie podsumowanie 2025 r. w polskiej literaturze.

Justyna Sobolewska
16.12.2025
Reklama