Kraj

„Halemba” po wyroku

Jest wyrok ws. katastrofy w kopalni Halemba. Zginęło 23 górników

Kancelaria Prezesa RM
Trzy lata bezwzględnego pozbawienia wolności dla szefa działu wentylacji w kopalni Halemba. Wybuch metanu w listopadzie 2006 r. był jedną z największych tragedii w polskim górnictwie.

Sporządzając statystyki i oceniając okoliczności wypadków, które wydarzyły się w kopalniach, Wyższy Urząd Górniczy od lat podaje, że przyczyną ponad 80 proc. tragedii jest tzw. czynnik ludzki.

Brzmi to nieładnie i sucho, ale właśnie tak określa się fachowo tych, którzy są winni większym i mniejszym nieszczęściom pod ziemią. Reszta leży w gestii żywiołów, które nieprzewidywalnie reagują na ingerencję człowieka w Matkę Naturę.

Czynnik ludzki to, ogólnie rzecz biorąc, zachowanie się górników na dole, ale też decyzje ich przełożonych – tych, co z nimi, w podziemnych czeluściach, i tych na górze, za biurkiem. To oni decydują, co robić. Przyjęło się w górniczym obrządku, że „na wierchu” hajery mogą pyskować na wszystkich: od sztygara, dyrektora kopalni i prezesa spółki począwszy, po najwyższe rządowe władze. Mogą nimi bezkarnie pomiatać, co ostatnio jest w dobrym, górniczym tonie, jak słychać i widać na załączonych w mediach obrazkach.

Ale kiedy zjeżdżają na dół, to obowiązuje dryl niemal wojskowy. Rozkaz – wykonać. Inaczej śmierć zbierałaby pod ziemią urodzajne żniwo. Czyje więc rozkazy wykonywali górnicy rudzkiej kopalni „Halemba” wtedy, 21 listopada 2006 r., i kto je wydawał? Tego jesiennego dnia, po zapaleniu się metanu, który zainicjował wybuch pyłu węglowego, zginęło 23 górników. Ponad kilometr pod ziemią. Nie pracowali bezpośrednio przy wydobyciu – do likwidacji sprzętu pozostawionego w ścianie (po górniczemu rabunku) wynajęto firmę zewnętrzną. Miała w swoich szeregach kilku doświadczonych górników, ale też zwoziła na dół ludzi, którzy według sztuki górniczej nie powinni się tam znaleźć.

To kolejny kamyk do górniczego ogródka. Statystyki bowiem podają, że w śląskich kopalniach pracuje nieco ponad 100 tys. ludzi. Statystycznie rzecz biorąc, brzmi to nieźle w podsumowaniach, ocenach efektywności pracy i wydobycia na jednego górnika. W realu wypada marnie, bo w Kompani Węglowej za ubiegły rok „wychodziło” ponad 500 ton na zatrudnionego, a są kopalnie w kraju, którym „wychodzi” po 2000 ton z dużym hakiem.

Mówiąc dzisiaj o losach Kompani Węglowej, należy dodać, że jej wyniki wydajności pracy byłyby jeszcze marniejsze, gdyby doliczyć do tego pracę firm zewnętrznych. To dodatkowo przynajmniej 20 tys. osób (dane są ukrywane) codziennie zjeżdżających pod ziemię.

Jak ci z firmy Mard, która wówczas rabowała wyrobisko – 15 z 23 ofiar to właśnie jej pracownicy. Fedrowali w warunkach stężenia metanu na granicy zapalenia. I stało się. Do tej pory w takich sytuacjach sprawy umarzano, bo sprawcy, czyli czynnik ludzki, ginęli. Dzisiejszy wyrok Sądu Okręgowego w Gliwicach jest więc w pewnym sensie precedensowy. Trzy lata bezwzględnego pozbawienia wolności dla szefa działu wentylacji w kopalni Halemba. 14 oskarżonych, wśród nich były dyrektor kopalni, usłyszało wyroki w zawieszeniu.

Swoich obowiązków nie dopełnili ważni ludzie na górze: dyrektor kopalni (2 lata w zawieszeniu), szef wentylacji (3 lata więzienia). Sąd uznał, że wiedzieli o zagrożeniu wynikającym z nadmiernego wypływu metanu, ale nie zatrzymali prac rabunkowych. Złamanie przepisów i procedur funkcjonowania kopalni: ewidentne (przynajmniej w pierwszej instancji). Porażający brak odpowiedzialności i wyobraźni zwyczajnie powala.

Ani sąd, ani my nie odkryjemy pełnej prawdy, co tego listopadowego tragicznego dnia działo się pod ziemią. Czy „góra” zbagatelizowała alarm o stężeniu gazu, czy też „dół” nie przejmował się bezpieczeństwem i oszukiwał czujniki, żeby jak najszybciej odgwizdać fajrant.

Nasze górnictwo głębinowe, w porównaniu z kopalniami Ukrainy czy Rosji, nie mówiąc o Chinach, jest stosunkowo bezpieczne. Podziemne żywioły są częściowo do okiełznania. A tzw. czynnik ludzki już niekoniecznie. Musi nauczyć się sam pilnować, żeby zwyczajnie zasłużyć na miano „ludzki”.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Gra o tron u Zygmunta Solorza. Co dalej z Polsatem i całym jego imperium, kto tu walczy i o co

Gdyby Zygmunt Solorz postanowił po prostu wydziedziczyć troje swoich dzieci, a majątek przekazać nowej żonie, byłaby to prywatna sprawa rodziny. Ale sukcesja dotyczy całego imperium Solorza, awantura w rodzinie może je pogrążyć. Może mieć też skutki polityczne.

Joanna Solska
03.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną