Aukcja Pride of Poland 2016 bez wątpienia na długie lata zapisze się w pamięci wszystkich, którzy na niej byli. Z pierwszej 10 licytowanych koni aż 5 nie znalazło nabywcy, a tylko 4 wystawionym koniom udało się przebić próg 100 tys. euro. Co nie znaczy, że aukcja była pozbawiona emocji i zwrotów akcji. Nie brakowało ich dzięki aukcjom z dogrywkami. Pierwsze zaskoczenie nastąpiło zaraz po licytacji „lotu 0”, czyli michałowskiej klaczy Emiry, wiceczempionki Europy i Świata, która miała być gwiazdą tegorocznej aukcji.
Klacz została zlicytowana za sumę 550 tys. euro, co stanowiłoby rekord tegorocznej Pride of Poland, gdyby nie to, że nie można było ustalić, kto klacz właściwie kupił. Emira zeszła więc z hali, bez pewności co do swojego nowego domu, ale z przeświadczeniem, że jest tegoroczną rekordzistką. Jak się okazało – do czasu.
Kolejną niespodzianką była Al Jazeera, klacz stanowiła sensację chempionatu i była pewniakiem janowskiej stadniny. Początkowo licytacja szła dobrze, jednak zaraz po jej zakończeniu po raz drugi nie można było ustalić, kto licytował. W związku z tym klacz została odesłana do stajni bez nowego właściciela.
Im dłużej trwała aukcja, tym bardziej stawało się jasne, że nie ma osób, które chciałyby licytować wysoko, mimo że aż 44. osoby wpłaciły wadium, więc teoretycznie potencjalnych kupujących nie brakowało. Próg 100 tys. przekroczyła janowska Sefora (300 tys. euro) oraz michałowskie klacze Formia i El Emeera. Z 31 licytowanych koni aż 15 ostatecznie nie zostało sprzedanych. Dramat całej sytuacji dobrze oddawał komentarz aukcjonera, który w pewnym momencie powiedział wprost, że konie są sprzedawane poniżej swojej wartości. Co ciekawe, aż 5 ze sprzedanych koni powędrowało do Rumunii, mimo że nikt z pytanych o to osób nie słyszał o hodowli arabów w tym kraju.
Kiedy wydawało się, że aukcja wreszcie dobiegnie końca, organizatorzy postanowili sprawić widowni niespodziankę. Po zakończeniu aukcji klaczy ponownie wprowadzili na halę (rzekomo wcześniej sprzedaną) Emirę oraz Al Jazeerę.
Klacze licytowano jeszcze raz, od początku, co jest decyzją kontrowersyjną. Zazwyczaj jeżeli osoba licytująca najwyższą cenę z jakichś powodów się wycofa, koń staje się własnością tego, którego oferta była druga w kolejności.
– Ktoś zalicytował i po prostu się wycofał, więc licytacja była bezskuteczna. Takie rzeczy czasami się zdarzają. Nie chcę tego teraz oceniać. Wyjaśnimy tę sprawę – wyjaśniał zamieszanie wiceszef Agencji Nieruchomości Rolnych Karol Tylenda.
Czyżby obecne władze Janowa nie tylko nie były w stanie określić, kto zalicytował najwyżej, ale też kto w ogóle przystąpił do licytacji? Wbrew pozorom to byłby chyba najlepszy scenariusz, bo drugą możliwością może być nieuczciwy sposób prowadzenia sprzedaży.
Powtórna licytacja ujawniła, jak bardzo zmęczeni i zniechęceni są potencjalni kupujący. Zamiast za 550 tys. euro Emira została sprzedana za 225 tys., a Al Jazeera została odesłana do stajni bez nowego właściciela. Podobnie było w przypadku ogiera Alerta. Specjaliści głośno protestowali przeciwko jego sprzedaży, ponieważ koń ma szanse na olbrzymie sukcesy w ujeżdżeniu. Okazało się, że martwili się na próżno. Nikt nie chciał przebić oferty 50 tys. euro., w związku z czym Alert nie został sprzedany.
W wyniku przetasowań rekordzistką aukcji została Sefora, sprzedana do Kataru za 300 tys. euro.
Nie sprzedajemy na siłę
Oczekiwania były duże. W końcu Pride of Poland 2016 to pierwsza impreza po śmierci dwóch klaczy i „dobrej zmianie” wprowadzonej przez PiS. Pewnie dlatego Karol Tylenda jeszcze przed jej rozpoczęciem głośno mówił o oczekiwanych sukcesach. „Założyliśmy, że przychód z aukcji przyniesie 2–2,5 mln euro” – mówił w rozmowie z PAP. „Byłaby to wartość, która satysfakcjonuje, bowiem to średnia wartość z kilkudziesięciu aukcji po wojnie” – dodawał.
Nowa ekipa miała dość precyzyjny biznesplan dotyczący jednej z najbardziej prestiżowych aukcji na świecie. Jednak zdaniem byłego prezesa stadniny Marka Treli takie oświadczenie to nie tylko przykład daleko posuniętej nieroztropności, ale też zwykłej ignorancji. – Organizowałem Pride of Poland przez całe lata i nigdy nie podjąłbym się próby przewidywania, ile pieniędzy uda się zebrać podczas aukcji, ale pewne rzeczy rozumieją tylko ludzie, którzy są faktycznie związani z hodowlą koni – mówi POLITYCE.
Po rekordowo niskiej aukcji ekipa „dobrej zmiany” w Janowie teraz próbuje przedstawić Pride of Poland 2016 jako sukces, a robi to ponownie ustami wiceszefa ANR Tylendy. Wynik aukcji wyniósł 1,271 mln zamiast 2,5 mln? „Aukcja jeszcze trwa i to nie jest ostateczny wynik!”. Aż 15 koni zostało niesprzedanych? „To świadczy o tym, że nie sprzedajemy na siłę”.
Absurdalnie zabrzmiało tłumaczenie dotyczące niskiej ceny Emiry. Zdaniem wiceszefa ANR klacz została ostatecznie wylicytowana jedynie za 225 tys., ponieważ jest stara i sprawia problemy.
Tylenda ma odpowiedź na wszystko. Niskie ceny są efektem wojny na Bliskim Wschodzie i spadających cen paliwa. Brak Chińczyków, którzy mieli w założeniu ratować sytuację i licytować wysokie stawki, został zrzucony na problemy z wizami i ogólne zamieszanie organizacyjne, oczywiście po stronie chińskiej. Zaś awantura z licytowaniem Emiry i Al Jazeery świadczy o tym, jak uczciwy jest nowy zarząd.
– Wykonaliśmy tytaniczną pracę – przekonywał wiceszef ANR na konferencji tuż po. – Niektórzy przyjechali z myślą, że kupią coś tanio ze względu na zamieszanie, a my nie sprzedawaliśmy koni poniżej ich wartości tylko wracały do stajni.
Cichy bohater championatu
O ile aukcja Pride of Poland może wydawać się absurdalna, o tyle poprzedzający ją championat był zdecydowanie gorzko-słodki. Tego dnia kiedy odbyła się aukcja Pride of Poland, miały miejsce cztery championaty, trzy z nich zostały wygrane przez konie z Janowa. Koniem pokazu został okrzyknięty ogier Albedo, również hodowli Janowskiej, a sama stadnina odebrała na ręce prezesa Sławomira Pietrzaka puchar dla najlepszego hodowcy roku 2015.
Czy nowy zarząd może pochwalić się olbrzymim sukcesem? Pewne jest, że się pochwali, ale faktem pozostanie, że podczas odbierania pucharu przez prezesa Pietrzaka z trybun zaczęto skandować nazwisko prezesa. Prezesa Marka Treli.
Obecność Treli na aukcji przez długi czas stała pod znakiem zapytania. I nie chodzi o brak chęci byłego prezesa, bo żeby go powstrzymać od przyjazdu do Janowa, trzeba by użyć siły. I w zasadzie niemal do tego doszło. Najpierw nowy zarząd postanowił byłego, wieloletniego prezesa, doskonale znanego w całym jeździeckim świadku, najzwyczajniej na nie nie zaprosić. Przez moment wydawało się, że technika „zwolnić-zapomnieć-udawać, że nic się nie stało”, którą nieustannie stosuje PiS, tym razem również przyniesie oczekiwanie rezultaty. Na szczęście okazało się, że były prezes do Janowa ma zamiar przyjechać i tak, kupując wejściówkę jak szeregowy obywatel.
Jeszcze przed rozpoczęciem Pride of Poland wiceszef ANR Tylenda zapowiadał, że aukcja będzie olbrzymim sukcesem. Jego zdaniem ekipa wyprzedzała harmonogram przygotowania imprezy, katalogi zostały wysłane do ponad 700 osób, a na aukcje przybędą hodowcy, którzy do tej pory nie zjawiali się w Janowie. Faktem jest, że znakomita większość licytujących nigdy nie otrzymała katalogu drogą pocztową, a oprócz nieobecności Shirley Watts i Franka Henesseyego najwidoczniej zabrakło też innych licytujących, o czym świadczą niskie wyniki aukcji.
Mimo słabego wyniku na aukcji podczas championatów konie zaprezentowały się wspaniale, co było efektem ciężkiej pracy całego zespołu ludzi, który pracował na ten sukces długo przed tym, zanim PiS postanowił „ratować” janowskie araby. Pytaniem pozostaje, jak długo uda się utrzymać wysoki poziom, jeżeli warszawska centrala będzie dalej ingerowała w politykę stadniny.
– Ta atmosfera, która się wytworzyła podczas aukcji, nie sprzyjała kupowaniu – mówił Trela. – Pracowaliśmy nad opinią i prestiżem tego miejsca latami. A raptem w ciągu dwóch godzin wszystko legło w gruzach.