Kraj

Z Adele byłoby łatwiej

Krasnodębski wiceprzewodniczącym PE. PiS zastosował szantaż

Prof. Krasnodębski zastąpił na stanowisku wiceprzewodniczącego PE Ryszarda Czarneckiego. Prof. Krasnodębski zastąpił na stanowisku wiceprzewodniczącego PE Ryszarda Czarneckiego. European Parliament / Flickr CC by 2.0
Czy osoba, która proponowała Donaldowi Tuskowi niemieckie obywatelstwo i chciała zorganizować w Polsce referendum na temat wyjścia z Unii, to odpowiedni człowiek na tym stanowisku?

Prof. Krasnodębski zastąpił na stanowisku wiceprzewodniczącego Parlamentu Europejskiego Ryszarda Czarneckiego, odwołanego za porównanie europosłanki PO Róży Thun do szmalcownika. Krasnodębski dostał 276 głosów. Głosowanie było tajne i liczyły się tylko głosy oddane na kandydata. Eurodeputowani, którzy się wstrzymali, nie byli brani pod uwagę. Głosowanie zbiegło się z przyjęciem rezolucji PE w geście poparcia dla działań Komisji Europejskiej, która w grudniu rozpoczęła pierwszy etap procedury uruchomienia artykułu 7. unijnego traktatu.

Ze względu na skomplikowanie systemu do głosowania przewodniczący Parlamentu Europejskiego Antonio Tajani poprzedził je głosowaniem próbnym: na Adele albo na włoskiego piosenkarza Giovanniego. Wygrała Adele, ale większe emocje towarzyszyły głosowaniu właściwemu i dyskusji.

Europosłowie PiS szantażują swoją frakcję

Ryszarda Czarneckiego ukarano za konkretną wypowiedź. Posłowie nie oceniali jego kultury osobistej ani pracy, tylko jego niegodne zachowanie. Uznali, że nie chcą być reprezentowani przez kogoś, kto mówi takie rzeczy. Z umów w europarlamencie wynikało jednak, że choć Czarnecki stracił stanowisko, to nikt nie ma nic przeciwko, aby pozostało ono w rękach frakcji EKR. To ta frakcja miała pierwszeństwo w wysunięciu następcy.

Następczynią mogła zostać Helga Stevens, głuchoniema eurodeputowana z Belgii. Prawniczka, znana w PE i energicznie działająca na rzecz niepełnosprawnych. Stevens nie wzbudzałaby takich emocji i zatarłaby złe wrażenie po Czarneckim. Nie rozbudzałaby też na nowo wojny polsko-polskiej.

Posłowie PiS zasiadający w PE we frakcji EKR zagrozili jednak, że jeśli EKR nie poprze prof. Krasnodębskiego, to tę frakcję opuszczą. Gdyby tak się stało, rozpadłaby się, czego chcieli uniknąć brytyjscy posłowie. Brytyjczycy chcą, żeby EKR przetrwała przynajmniej do końca ich bytności w Unii. Helga Stevens nie miała więc najmniejszych szans i, jak napisał na swoim Twitterze prof. Krasnodębski, wycofała kandydaturę.

To nic, że balon próbny wysłany kilkanaście dni temu z informacją, że kandydatem na następcę Czarneckiego jest Krasnodębski, nie wzbudził aplauzu. Wywołał raczej kontrowersje i dyskusję, czy osoba, która proponowała Donaldowi Tuskowi niemieckie obywatelstwo, chciała zorganizować w Polsce referendum na temat wyjścia z Unii, a całkiem niedawno uznała, że gdyby nie Unia Europejska, w Polsce byłoby 80 proc. mniej problemów, jest najlepszym kandydatem.

PiS brnął dalej, udając, że tych kontrowersji nie widzi. A sam profesor kilka dni temu rozesłał do wszystkich europosłów mail z autoprezentacją. Po angielsku, francusku i niemiecku opisał swoją karierę socjologa, filozofa społecznego i wykładowcy m.in. Uniwersytetu w Bremie, gościnnie zapraszanego też z wykładami m.in. do Oksfordu i Cambridge. Prezentował się poza tym jako kandydat niezależny, nastawiony na współpracę i dialog.

PO przeciw Krasnodębskiemu

Politycy PO też prowadzili w tej sprawie dziwną grę. Zaraz po odwołaniu Ryszarda Czarneckiego Grzegorz Schetyna zapowiedział, że eurodeputowani z Platformy „zagłosują za Polakiem”. Potem przez tydzień Platforma nie mogła się zdecydować na oficjalne stanowisko, a wczoraj ogłosiła, że o poparciu tej kandydatury nie może być mowy.

Po drodze mówiono o głosowaniu zgodnie z linią frakcji, czyli tak jak zobowiązała się frakcja EPP, w której zasiada większość posłów PO. Pojawiły się argumenty, że polityka to gra zespołowa, obowiązują w niej pewne umowy, które nawet jeśli dla części polityków są niewygodne, to i tak powinny być przestrzegane. I że ponieważ EPP jest za tym, żeby poprzeć Krasnodębskiego, to PO nie będzie się temu sprzeciwiać. A poza tym to przecież Polak, a dobrym obyczajem jest wspieranie rodaków.

Wycofanie się z pierwszych deklaracji, a potem podjęcie decyzji za pięć dwunasta nie świadczy o PO najlepiej. Wyborca może czuć się zdezorientowany. Nie można jednego dnia mówić, że ważne są sojusze, stwierdzając, że „oczywiście zdajemy sobie sprawę, że kandydat może nie do końca nam odpowiada, ale ze względu na sojusze go poprzemy”. A za chwilę stwierdzać, że kandydat uwiera nas jednak zbyt boleśnie, żeby go popierać.

Eurodeputowanym z innych krajów trudno się połapać w tej wojnie polsko-polskiej. Ale niełatwo tę wojnę zrozumieć też Polakom. Szkoda, że jedna strona nie chce wyhamowania emocji, a druga nie może się zdecydować, czy chce być opozycją czy nie.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Gra o tron u Zygmunta Solorza. Co dalej z Polsatem i całym jego imperium, kto tu walczy i o co

Gdyby Zygmunt Solorz postanowił po prostu wydziedziczyć troje swoich dzieci, a majątek przekazać nowej żonie, byłaby to prywatna sprawa rodziny. Ale sukcesja dotyczy całego imperium Solorza, awantura w rodzinie może je pogrążyć. Może mieć też skutki polityczne.

Joanna Solska
03.10.2024
Reklama