Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Sedno tarczy

Za parę dni pan Andrzej Duda, pewnik z Krakowa, z radością podpisze akt zgonu trzeciej władzy.

Pod warownym zamkiem, w którego fosie kłębiła się czarna policyjna woda, tłumek cywilów nie miał szans. A oni przecież chcieli tylko wejść do swojego najważniejszego obywatelskiego domu. Niestety, zawłaszczyła go grupa oszustów. Właśnie zagryzała Sąd Najwyższy. „Wolne sądy!” – krzyczeli zgromadzeni 20 lipca na Wiejskiej. „Wolne sądy!” – skandował bezgłośnie starszy pan, ocierając chustką oczy. Płócienną, co by wskazywało, że to człowiek raczej przedwojenny.

W tym samym czasie, na ukradzionym warszawiakom pl. Piłsudskiego, p.o. prezydenta RP awansował i obwieszał medalami policjantów, bo akurat mieli święto. Czarna woda była tu spokojna i niebieska. Skąpany w niej Andrzej Duda mówił o wciąż rosnącym poczuciu bezpieczeństwa Polaków i o tym, że policjanci „powinni być dumni z tego, co robią, tak jak dumne z ich służby jest społeczeństwo”. To prawda, znowu pan trafił w sedno tarczy. A już najbardziej dumni z policji są ci szarpani i wleczeni po chodnikowych płytach przed Sejmem. Każdemu z nich się marzy, by okrzyk funkcjonariuszy: „Bardziej go przyduś”, właśnie jego dotyczył. Wczesną nocą na Wiejską podjechał wóz telewizji Kurskiego, co znaczyło, że demonstranci już się dawno rozeszli i można przystąpić do transmisji na żywo.

Za parę dni pan Andrzej Duda, pewnik z Krakowa, z radością podpisze akt zgonu trzeciej władzy. Jej obowiązki przejmą entuzjaści egzotycznych przygód prawnych i wolności. Od konstytucji oczywiście. I od zwykłej przyzwoitości też. Otworzyły się na oścież drzwi, już wcześniej uchylone dla chamskiego języka. Dla arogancji, buty, pazerności i umysłowej tandety. To przecież prawdziwa rozkosz dla pani Pawłowicz z uśmiechem pogardy nazwać opozycję „poselskim bydłem zdolnym do zbrodni”. Pomijam idiotyzm tego określenia, ale gdy się nie ma argumentów, pluje się wokół, czym popadnie. Szef Gabinetu Politycznego premiera Suski (prywatnie encyklopedysta z górnej półki) wystąpienie Pierwszej Prezes SN Małgorzaty Gersdorf w Karlsruhe porównał do prośby Jaruzelskiego o interwencję w polskie sprawy. Tyle że, dodał, on prosił Związek Radziecki, a ona Niemców. I tu uwaga. Nasz ambasador za Odrą, w cywilu mąż atrapy przewodniczącej TK Julii Przyłębskiej, nakazał burmistrzowi Karlsruhe przedstawiać prof. Gersdorf jako byłą Pierwszą Prezes SN. Do porządku musiał go przywoływać niemiecki MSZ. Widać w innych krajach polska konstytucja wciąż cieszy się szacunkiem, u nas właśnie wyrwano z niej ostatnie kartki i oddano na makulaturę.

Mogę się jedynie łapać za głowę, do jakiego smrodu doszliśmy – sami, bez niczyjej pomocy, na własną prośbę. A tu jeszcze ten senacki znachor od polityki, Karczewski – imiennik Piotrowicza. Podczas spotkania z mieszkańcami Gdyni zadano mu pytanie, dlaczego cały Sejm otoczony jest metalowymi barierkami. – Żeby świry tam się nie dostawały i nie szkodziły, odpowiedział szef izby wyższej parlamentu, zwanej czasem izbą refleksji i rozwagi. Potem dowalił opozycji: „Sejm od dwóch i pół roku reprezentują wybrani przedstawiciele narodu. A wy nie możecie się z tym pogodzić, że przegraliście”. Panie Karczewski, to nie opozycja przegrała, tylko my wszyscy. Pan też, choć – jak mówi znane powiedzonko – mąż zawsze dowiaduje się ostatni.

***

PS Á propos języka polskiego. Wśród dziennikarzy, prezenterów, komentatorów – nie mówiąc już o politykach – lansowana jest od pewnego czasu inna niż używana od wieków końcówka celownika liczby mnogiej, np. wielu posłą, licznym senatorą, niektórym żołnierzą. Zlitujcie się! Nam, starcą, bardzo to przeszkadza.

Polityka 30.2018 (3170) z dnia 24.07.2018; Felietony; s. 89
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną