Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Adm. Józef Unrug z żoną Zofią pochowani z honorami

Admirał Unrug dowodził obroną wybrzeża w 1939 roku. Admirał Unrug dowodził obroną wybrzeża w 1939 roku. IPN / Polityka
Admirał dowodził obroną wybrzeża w 1939 roku. Spod jego ręki wyszli najlepsi dowódcy marynarki II RP.
Narodowe Archiwum Cyfrowe

Józef Michał Hubert Unrug, a właściwie Joseph Michael Hubert von Unruh. Urodzony w Brandenburgu syn pruskiego generała majora gwardii. Legendarny polski admirał, przedwojenny dowódca floty, jeden z głównych współtwórców fenomenu Gdyni, po latach tułaczki, powrócił wczoraj wraz żoną do Miasta z Morza.

Gdybyśmy obejrzeli w internecie sławny przedwojenny film „Rapsodia Bałtyku”, zobaczylibyśmy jasne, modernistyczne miasto, wnętrza w stylu art déco, wyciętych jak z żurnala oficerów i piękne nowoczesne okręty. Tak wyglądał świat, w którym pierwszoplanowe role odgrywali adm. Józef Unrug i jego małżonka Zofia Unrużyna.

Wrócili po latach tułaczki

Admirał ze swojej willi, posadowionej na oksywskim wzgórzu, przez lunety kontrolował, co się dzieje w położonym nieco niżej porcie wojennym, niejednokrotnie nagle interweniując w najmniej spodziewanych momentach. Admirałowa zaś dowodziła grupą pań z towarzystwa, rządzących de facto cywilnym życiem Gdyni. Jej kwaterą główną była kawiarnia „U Fangrata”.

Czytaj też: Rysowanie granic II RP

Teraz ona i on, po latach tułaczki, wrócili do swojego magicznego miejsca. Od poniedziałku doczesne szczątki admirała floty Józefa Unruga i jego żony wystawione były na widok publiczny w zbudowanym tuż przed wojną Kościele Marynarki Wojennej, w którym pierwszą mszę świętą odprawiono zaledwie kilka dni przed II wojną światową.

Potem ciała małżonków odprowadzono na założony w latach 30. Cmentarz Marynarki Wojennej, gdzie spoczęły pośród podkomendnych – obrońców wybrzeża i Helu, wojennych dowódców polskich niszczycieli i okrętów podwodnych oraz w sąsiedztwie miejsca, w którym przed wojną pochowano tragicznie zmarłego prezesa Ligi Morskiej i Kolonialnej, generała Gustawa Orlicz-Dreszera.

Czytaj też: Sprawa fregat podtapia polską wiarygodność

Unrug był postacią wyjątkową i nieszablonową

Pruski oficer ze świetnym, szlacheckim rodowodem, służący na niemieckich pancernikach i dowodzący flotyllą i szkołą u-bootów, w 1919 r. zgłosił się do polskiej Marynarki Wojennej, by rok później w Hamburgu kupić na swoje nazwisko pierwszy okręt wojenny odrodzonej marynarki – ORP „Pomorzanin”. W 1925 roku Unrug został dowódcą floty w Gdyni, przygotowując program jej modernizacji. Siedem lat później otrzymał stopień kontradmirała.

Spod jego ręki wyszli najlepsi dowódcy marynarki II RP. On też starannie dbał tak o rozbudowę portu wojennego, jak i floty. Dzięki temu w chwili wybuchu wojny była ona najnowocześniejszym rodzajem broni w polskiej armii. Problem w tym, że nastawionym nie na wojnę z Niemcami, lecz konflikt z sowiecką Flotą Bałtycką.

Tydzień przed wybuchem wojny powierzono mu zadanie obrony wybrzeża morskiego, które wypełnił z nawiązką. Mimo szczupłych sił Gdynia i Oksywie padły dopiero w trzecim tygodniu września. Samotny półwysep helski bronił się zaś do 2 października. Tego dnia Joseph Michael Hubert von Unruh, który w młodości lepiej znał język niemiecki niż polski, a w międzyczasie stał się sercem i duszą Józefem Unrugiem, całkowicie zapomniał języka niemieckiego.

Do końca wojny porozumiewał się z Niemcami tylko przez tłumaczy. W niewoli żołnierzy polskich napominał, by nie podawali Niemcom ręki. Sam zaś przeczytał ponad 400 książek z bibliotek obozowych po angielsku i francusku. Żadnej w języku niemieckim.

Ważne zastrzeżenie w testamencie

Po wojnie na krótko trafił do polskiej Marynarki Wojennej w Wielkiej Brytanii, gdzie otrzymał awans wiceadmiralski. Po rozwiązaniu Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie udał się do Maroka, gdzie doglądał flotylli kutrów do połowu sardynek. W 1955 r. przeniósł się do Domu Spokojnej Starości Polskiego Funduszu Humanitarnego w Lailly-en-Val we Francji, gdzie dorabiał jako kierowca rozwożący pieczywo. Zmarł w wieku 88 lat, 1 marca 1973 r.

Czytaj też: Polska flota podwodna nie ma dziś wartości bojowej

W testamencie zastrzegł, że jego doczesne szczątki mogą powrócić do kraju tylko wtedy, kiedy godnie pochowani zostaną jego najbliżsi współpracownicy, bezprawnie osądzeni i straceni przez reżim komunistyczny. Byli to kmdr Stanisław Mieszkowski, kmdr Zbigniew Przybyszewski i kmdr Jerzy Staniewicz. Ich szczątki zidentyfikowano w Warszawie, a następnie pochowano na Cmentarzu Marynarki Wojennej w Gdyni w grudniu ubiegłego roku.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama