W teorii sprawa jest prosta. 11 listopada bieżącego roku będziemy świętować stulecie odzyskania niepodległości. Tak się złożyło, że data ta wypada w niedzielę, co więcej – zapewne liczne wydarzenia związane ze świętem sparaliżują miasta. Ustawodawca tworzy więc dodatkowy dzień wolny, żeby można było zarówno wziąć udział w demonstracji czy pochodzie, jak i spędzić czas z rodziną lub przyjaciółmi. Wilk syty i owca cała.
Powyborczy zimny prysznic
Idea jest szczytna, a tego rodzaju rocznica zdarza się wyjątkowo rzadko. W ten sposób można odpowiedzieć na biadolenie liberałów o horrendalnej liczbie dni wolnych od pracy w naszym kalendarzu. Niemal zaraz po ogłoszeniu tego pomysłu Ryszard Petru napisał na Twitterze, że mamy aż 13 dni wolnych od pracy w ciągu roku, co stanowi jeden z niechlubnych unijnych rekordów. Z kolei Katarzyna Lubnauer na antenie TVN24 nazwała pomysł „bezsensem” i „poprawinami”.
Akurat weselna retoryka może być trafiona. Jest bowiem dość osobliwe, że posłowie PiS zgłosili projekt dopiero wczoraj wieczorem, czyli na trzy tygodnie przed planowanymi od dawna obchodami. Co więcej, najfortunniej dla partii byłoby przegłosować go dzisiaj lub najdalej jutro, bo kolejne posiedzenie Sejmu jest zaplanowane dopiero na 8–9 listopada.
Czytaj także: Rok niepodległości w Szczecinie. Debata POLITYKI
Sam projekt wydaje się być pisany w dużym pośpiechu. Nie zawiera żadnego uzasadnienia, tylko prostą definicję dnia wolnego od pracy.
Być może ten pośpiech był związany z poniedziałkowym zebraniem w siedzibie PiS-u przy Nowogrodzkiej w Warszawie. Na kilka godzin przed zgłoszeniem projektu liderzy partii zebrali się, żeby omówić wynik wyborów. A jeszcze wczoraj wyglądał on dla PiS dość ponuro: porażki w większych miastach i ograniczone szanse na rządy w znacznej liczbie sejmików (dopiero dziś z województw zaczęły napływać lepsze wiadomości dla PiS). Rozmiary porażki w Warszawie czy Łodzi musiały być dla Jarosława Kaczyńskiego rozczarowaniem.
Nowy Wielki Tydzień
Ustanowienie dnia wolnego 12 listopada jest w tym kontekście posunięciem ocieplającym wizerunek partii. Nie jest to ruch stricte polityczny, nie wzbudza dużych kontrowersji, a w dodatku sprawia, że tydzień obchodów 100-lecia niepodległości znacznie przypominać obchody Wielkiego Tygodnia.
Z tymi, którzy dziś to porównanie uznają za przesadzone, chętnie założę się o to, ilu księży podczas kazań na niedzielnej sumie 11 listopada zbuduje paralelę pomiędzy historią Chrystusa a narodu polskiego. PiS tym razem wie, co robi i inteligentnie odnosi się do wrażliwości swojego elektoratu.
Czytaj także: Pożar w burdelu: „Bem!” i inne wskrzeszenia na 100-lecie Polski
Dwudniowe święta będą też okazją, żeby podtrzymać niepodległościową atmosferę w mediach, a tym samym zacząć kampanię do wyborów europejskich, które odbędą się już pod koniec maja.