Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Polskę można mądrze zdecentralizować

Czy decentralizacja nie powinna iść wzdłuż podziałów społecznych zamiast geograficznych? Czy decentralizacja nie powinna iść wzdłuż podziałów społecznych zamiast geograficznych? nikolaev / PantherMedia
Rząd nie dostarcza odpowiedzi na najważniejsze pytania: o edukację, służbę zdrowia czy walkę ze smogiem. Proponujemy więc postawić politykę na nogach. Bo teraz stoi na głowie.

Bardzo ucieszyłem się z wpisu Rzecz o mądrej decentralizacji na blogu Antymatrix II. Jak mało kto, Edwin Bendyk zawsze podejmuje najważniejsze pytania cywilizacyjne, w dodatku niezmiennie wierząc w kluczową rolę miast i społeczności lokalnych. To cenne.

Nic więc dziwnego, że jako pierwszy odnotował i skomentował pomysł Zdecentralizowanej Rzeczpospolitej. Nieco przesadził z dramaturgią, sugerując, że zamiast Szwajcarii wyjdzie z tego bałkański bigos.

Niemniej zadał trzy ważne pytania:

  1. Czy odpowiedzią na polaryzację jest odpolitycznienie państwa? A przeniesienie sporu ogólnopolskiego na poziom województw oznacza, że Polacy przestaną się spierać o państwo?
  1. Czy województwa dostatecznie się od siebie różnią, ale czy aby wewnętrznie nie są zróżnicowane za nadto?
  1. Czy decentralizacja nie powinna iść wzdłuż podziałów społecznych zamiast geograficznych?

Odpowiem, zaczynając od tego, gdzie się zgadzamy: „Decentralizujmy więc, wzmacniając to, co w dotychczasowej decentralizacji udało się najlepiej. Tak czy inaczej musimy sobie opowiedzieć i urządzić Rzeczpospolitą na nowo, nie tyle ze względu na polaryzację polityczną, ile dlatego, że przed nami otchłań wyzwań, jakich jeszcze nigdy nie ćwiczyliśmy. Czas zacząć o nich poważnie rozmawiać”.

A teraz do rzeczy.

Czytaj też: Jak Polacy lubią rządzić się sami

Politykę postawić na nogach, a nie na głowie

Nie proponujemy odpolitycznienia państwa. To zgubna utopia. Natomiast sporem politycznym możemy zarządzać za pomocą instytucjonalnych ram, czyli określenia, na jakim poziomie ogólności mamy dyskutować, albo jak mądrze wybrać kogoś, kto ma decydować o sprawach najważniejszych – szkole, przychodni, walce ze smogiem czy o planie inwestycyjnym, który da zatrudnienie w naszej okolicy.

Dyskusje i decyzje na te tematy są przez ostatnie lata albo dekretowane i przemocą wcielane w życie (szkoły), albo dyndają w postaci pustych obietnic wyborczych (reforma zdrowia). A ludzie obawiają się o szanse edukacyjne swoich dzieci, zwłaszcza w epoce robotyzacji, nie są zadowoleni z opieki zdrowotnej czy jakości powietrza. Rząd nie dostarcza odpowiedzi. Proponujemy więc postawić politykę na nogach. Bo teraz stoi na głowie.

Obecnie tendencja jest taka, że centrum zrzuca na samorząd coraz większą odpowiedzialność. Pewne decyzje trzeba podejmować centralnie, ale wszędzie tam, gdzie to praktyczne, powinny za nie odpowiadać wojewódzkie kolegia. Zarazem armia i służba zagraniczna są instytucjami wyłącznie narodowymi.

Czytaj też: Polacy mniej narodowi, bardziej miastowi

Różnić się trzeba, byle praktycznie

Między województwami nie ma różnic w tożsamości narodowej i nigdy nie będzie. To nasze szczęście po wiekach trudnej historii. Do polskości przyznają się nawet entuzjaści powołania narodowości śląskiej, na których zresztą patrzę z przymrużeniem oka, bo to wymyślanie postmodernistyczne, a nie głęboki patriotyzm romantyczny.

Są natomiast różnice polityczne, obiektywnie widoczne w wynikach wyborów. Są ponadto różnice płynące z uwarunkowań rolnictwa, przemysłu, kapitału intelektualnego czy sąsiedztwa. Czy ktoś się kiedyś zastanawiał, czemu te wszystkie szumnie ogłaszane strategie rozwoju Polski są jak piękne baśnie i legendy? Wszyscy premierzy o nich mówią, ale nikt nie widział ich wcielenia? Ano właśnie, zróżnicowane czynniki rozwoju i brak decyzyjności na poziomie regionalnym, a w związku z tym także porozumień międzyregionalnych, ograniczają szanse na dalsze doganianie najbogatszych państw Europy.

Dostrzegamy też podziały wewnątrz województw. Nasze propozycje instytucjonalne, w tym włączenie wójtów, burmistrzów i prezydentów miast w proces decydowania w województwie, odpowiadają na wiele tych wyzwań. Decentralizacja to nie czarodziejska różdżka, z której zawsze wyjdzie Szwajcaria. Ale dobrze przeprowadzona jest szansą na wyjście z obecnego ślepego zaułka.

Czytaj też: Rząd bierze miasta głodem

Geografia i klasy

Podziały klasowe wracają, a może nawet nigdy nie zniknęły. Zgoda. Demokracje na całym świecie się rozwarstwiają i wszyscy szukamy sposobu, by temu przeciwdziałać, żeby państwa się nie rozpadły. Decentralizować trzeba więc mądrze, jak pisze Edwin Bendyk, a nie na siłę. Może delegując państwo bliżej obywatela, łatwiej znajdzie się rozwiązania tego problemu?

Przedstawiany system Zdecentralizowanej jest elastyczny i uczący się. To nie prywatyzacja na siłę, tylko poszukiwanie odpowiednich środków na miarę skali. Tyle tutaj. Resztę przedstawiamy na stronie www.zdecentralizowanarp.pl i podczas czwartkowej konferencji z samorządowcami z całej Polski.

Wojciech Przybylski jest redaktorem naczelnym Visegrad Insight i „Res Publica Nowa”.

Reklama
Reklama