„Polityka” (...) dawała poczucie bezpieczeństwa?
„Polityka” to było moje marzenie od początku pracy w dziennikarstwie. Marzenie niedościgłe. Pamiętam, ileż to razy mój brat mówił z wyrzutem: „Czemu ty siedzisz w tym »Kurierze«, czemu w »Życiu Warszawy«, twoją ambicją powinna być praca w »Polityce«”. Wówczas nie śmiałam nawet o tym myśleć. Kiedy odeszłam z „Życia Warszawy”, też nie myślałam serio, żeby szukać pracy w „Polityce”, chociaż nie ukrywam, że miałam nadzieję na propozycję stamtąd. Kiedyś Jan Bijak, ówczesny naczelny, powiedział: „Ależ dobre są wywiady, które pani robi”. l to był wielki komplement. Jednak zawsze pracowałam w gazecie codziennej, mam w sobie trochę z grafomana, lubiłam napisać tekst wieczorem i przeczytać go następnego dnia rano. Rozważałam więc pójście do „Rzeczpospolitej”, którą kierował już Dariusz Fikus, a Maciek Łukasiewicz był jego zastępcą i on mnie tam ciągnął. Aż zadzwonił Bijak z propozycją spotkania. Nie odmówiłam oczywiście. l po rozmowie z Bijakiem zostałam komentatorem.
O czym był pani pierwszy tekst w „Polityce”?
Nie licząc wcześniejszego tekstu o profesorze Geremku, to był wywiad z Adamem Michnikiem. Robiłam go jeszcze dla „Życia Warszawy”, tam mi go nie wydrukowali, więc zaproponowałam temat mojej nowej gazecie. Potem miałam krótki epizod z kierowaniem działem politycznym, ale czułam się źle w tej roli. Po pierwsze, nie lubiłam siedzieć za biurkiem i redagować cudzych tekstów, a po drugie, miałam poczucie, że była to konstrukcja kompletnie sztuczna.