Kraj

Summa wszystkich strachów, czyli ostatni przedwyborczy weekend za nami

Jarosław Kaczyński na konwencji PiS w Rzeszowie Jarosław Kaczyński na konwencji PiS w Rzeszowie Patryk Ogorzałek / Agencja Gazeta
Okazało się, że partyjne rękawy już nie chowały żadnych asów. Najwyraźniej powiedziano wszystko, co było do powiedzenia, i na ostatniej prostej partie zabiegają już tylko o mobilizację swoich elektoratów.

Tym samym po krótkiej pauzie spowodowanej śmiercią i uroczystym pogrzebem Kornela Morawieckiego liderom ponownie wyostrzyły się języki. Plonem tej niedzieli jest summa wszystkich strachów.

Czytaj także: PiS najwyraźniej sądzi, że będzie rządził dalej

Kaczyński w obronie „wolności i europejskości”

Podczas wystąpienia w Krośnie Jarosław Kaczyński otwarcie przyznał, że PiS realnie obawia się demobilizacji swojego zaplecza. Wskazywały na to publikowane w ubiegłym tygodniu badania. Wyborcy „dobrej zmiany” najprawdopodobniej już się nasycili regularnie dawkowanymi od ponad pół roku obietnicami. Serwowanie na finiszu kolejnych nie miało zatem sensu. Cały przekaz PiS z ostatnich dni sprowadzał się do hasła obrony już wprowadzonych transferów budżetowych przed rzekomo pragnącą je cofnąć opozycją.

W niedzielę Kaczyński poszedł zresztą znacznie dalej. Stwierdził, że „oni” (czyli opozycja) nie tylko odbiorą ludziom pieniądze, ale i demokrację. Za ilustrację jego wystąpienia mógłby służyć słynny komunistyczny plakat przedstawiający „olbrzyma” oraz „zaplutego karła reakcji”. PiS bezwzględnie panuje w sferze politycznej, ekonomicznej i kulturowej. Rozwija kraj, przywraca sprawiedliwość, niweluje nierówności. Z kolei opozycja nie ma argumentów, programu ani realnej siły społecznej. Dąży więc do przejęcia władzy podstępem, aby ostatecznie zniszczyć demokrację i rozkraść majątek narodowy. W uczciwej rywalizacji z obozem rządzącym nie ma jednak najmniejszych szans na zwycięstwo. Jeśli więc wyborcy PiS nie zbagatelizują zagrożenia i w większości pójdą oddać głos, to „będzie dobrze, obronimy wolność, Polska będzie wyspą europejskości i wyspą wolności”.

Stanley dla „Polityki”: D′Hondt daje PiS komfortową większość w Sejmie

Kidawa-Błońska rozliczy „sto afer PiS”

Ale swój przekaz wzmocniła też Koalicja Obywatelska. Nie wyłączając nawet do tej pory wyważonej i raczej pojednawczej Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. Podczas niedzielnej konwencji w Warszawie kandydatka KO na premiera obiecywała rozliczyć „sto afer PiS” oraz straszyła katastrofą gospodarczą wywołaną nieodpowiedzialną polityką obecnego rządu. Pojawiła się nawet nieśmiertelna metafora „Titanica” z beztrosko grającą orkiestrą, obierającego kurs na zderzenie z górą lodową. Pozytywnym akcentem w wystąpieniu Kidawy-Błońskiej była jedynie zapowiedź powołania „przełomowego” rządu z silną reprezentacją kobiet.

Chwilę później Grzegorz Schetyna znów jednak wieszczył nadejście „ciężkich czasów” oraz „spaloną ziemię” po kolejnej kadencji rządów PiS. To oczywiście przekaz adresowany przede wszystkim do zdeklarowanego antypisowskiego elektoratu. Na pozostałe grupy katastroficzne przepowiednie Platformy – nawet jeśli uzasadnione – od dawna już jednak nie działają. Tym razem chodziło wyłącznie o zmobilizowanie swoich.

Czarzasty z Zandbergiem udanie bez kolizji z KO

W konwencję noir nie wpisały się jedynie mniejsze ugrupowania. Lewica konsekwentnie lansowała na sobotniej konwencji swój program państwa dobrobytu. Należy też podkreślić, że liderzy lewicowego bloku do samego końca kampanii oparli się pokusie wejścia w kolizję z Koalicją Obywatelską – nawet jeśli mają uzasadnione powody obawiać się odpływu swoich wyborców do silniejszej KO w decydującym momencie.

Cztery lata temu spotkało to ówczesną lewicową koalicję, która w efekcie wylądowała pod progiem. Teraz co prawda Czarzasty z Zandbergiem raz za razem ogłaszają kres wielkiej polaryzacji, a badania wskazują na wysoki poziom entuzjazmu w lewicowym elektoracie. Całkowitej pewności, czy polska polityka nie wróci w stare koleiny, mieć jednak nie można.

Kosiniak-Kamysz obrońcą polskich przedsiębiorców?

Z kolei szef PSL Władysław Kosiniak-Kamysz stroił się w szaty głównego rzecznika polskich przedsiębiorców, których rządzący za chwilę zrujnują skokowymi podwyżkami płacy minimalnej. Jako alternatywę ludowcy proponują wyższą kwotę wolną od podatku oraz zniesienie obowiązku opłacania składek na ZUS. Równolegle muszą jednak bronić się przed PiS, który nieustannie obiecuje rolnikom zrównanie unijnych dopłat.

Niedawna brukselska kompromitacja polskiego kandydata do Komisji Europejskiej Janusza Wojciechowskiego nie czyni tych zapowiedzi wiarygodnymi, choć ludowcy akurat nie sięgają po ten argument. Być może uznali, że atakowanie Wojciechowskiego, niegdyś prezesa PSL, byłoby niezręczne.

Wałęsy kilka słów za dużo

Każda z partii próbowała też podpierać się na finiszu autorytetami. Niekoniecznie wprost, choć trudno nie dostrzec w pompatycznej do granic oprawie pogrzebu Kornela Morawieckiego próby zdyskontowania śmierci zasłużonego opozycjonisty przez rządzących. Z kolei SLD skorzystało ze wsparcia Aleksandra Kwaśniewskiego i Marka Belki, budując przekaz o sojuszu trzech lewicowych pokoleń.

Wypadło nieźle, czego już nie można powiedzieć o Koalicji Obywatelskiej, która zafundowała sobie na warszawskiej konwencji Lecha Wałęsę. I jak to z naszym noblistą często bywa, powiedział o kilka słów za dużo. Najpierw zganił samych gospodarzy, że mają problem z poparciem społecznym, bo nie słuchają Wałęsy. Później zaś dał upust swej niechęci wobec dopiero co pochowanego Kornela Morawieckiego, nazywając go „zdrajcą”.

Wałęsa najwyraźniej zresztą zapomniał, iż zapraszający go Schetyna zaczynał swą polityczną drogę w Solidarności Walczącej, więc i jego powinien oskarżyć o zdradę. Prawicowe media i portale społecznościowe natychmiast się rzecz jasna zagotowały, czemu trudno się dziwić. Spora część niedzielnych wysiłków Koalicji Obywatelskiej została tym samym zniweczona. Z pisowskim wrogiem ugrupowanie Schetyny ciągle jeszcze stara się walczyć. Ale od przyjaciół ustrzec się nie potrafiło.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Świat

Europa zadrżała po rozmowie Trumpa z Putinem. Rozumie już, że została sama?

Z europejskich stolic dobiegają głosy przerażenia i fatalizmu. W czasie konwersacji z prezydentem Rosji amerykański przywódca dał do zrozumienia, że chce wojnę w Ukrainie zakończyć za wszelką cenę, a bezpieczeństwo Europy nie ma dla niego znaczenia.

Mateusz Mazzini
13.02.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną