Każdy, komu nieobcy jest trud oglądania wieczornego programu „informacyjnego” TVP1, doskonale się orientuje, że niewiele ma to wspólnego z dziennikarstwem. Można było się spodziewać, że pojawienie się Rafała Trzaskowskiego jako kandydata Koalicji Obywatelskiej na prezydenta spotka się ze szczególną atencją osób pracujących (celowo nie piszę „dziennikarzy”) przy tworzeniu programu. Czy tak się stało? Co z innymi kandydatami? Przez ostatni tydzień postanowiłem bliżej się przyjrzeć, jak wygląda kampania prezydencka w „Wiadomościach”.
Wyjście poza rywalizację dwóch dominujących obozów politycznych dobitnie pokazuje, jak bardzo „Wiadomości” mijają się z misją mediów publicznych. Inni kandydaci, poza prezydentem Andrzejem Dudą i Rafałem Trzaskowskim, pojawiają się w tym programie sporadycznie (Kosiniak-Kamysz, Bosak, Biedroń), część nie pojawia się wcale (Piotrowski, Żółtek, Tanajno, Witkowski). Nieważne, co sądzimy o samych kandydatach, ich szansach i programach wyborczych. Skoro zarejestrowali swoje kandydatury w Państwowej Komisji Wyborczej, mają pełne prawo do prezentowania się w „Wiadomościach”, choćby i przez dziesięć sekund.
Czytaj też: W świecie „Wiadomości” wszystko jest jasne
Narzędzia do ataku na Trzaskowskiego
Co ważne, sam fakt wystąpienia w programie też specjalnej satysfakcji kandydatom przynieść nie może, bo np. Władysław Kosiniak-Kamysz i Krzysztof Bosak stali się w praktyce narzędziami wykorzystanymi do ataku na Trzaskowskiego. W materiałach, które obejrzałem, przygotowując ten tekst (13–19 czerwca), bodaj dwa razy pojawia się wypowiedź pierwszego z wymienionych.