Temat to historyczny czy współczesny? 75 lat temu powołano Międzynarodowy Trybunał w Norymberdze, który sądził niemieckich zbrodniarzy wojennych. Po dziesięciu miesiącach ogłoszono wyroki. Dwudziestu otrzymało najwyższy wymiar i zostali powieszeni (Bormanna nie zdołano ująć – jego los jest nieznany, Goering popełnił w celi samobójstwo), trzech skazano na dożywocie (Rudolf Hess, adm. Raeder, Walter Funk, propagandzista), czterech (w tym Speera) na 10–20 lat więzienia, trzech (v. Papena, Fritschego, Schachta) – uniewinniono.
W roku bieżącym, tuż przed wybuchem pandemii w Europie, otwarto w Domu Konferencji w Wannsee – Miejscu Pamięci Historycznej w Berlinie, nową wystawę główną. Niezmiernie interesującą. Przypomnę: to w Wannsee w styczniu 1942 r. zebrało się 15 wyższych przedstawicieli władz hitlerowskich, by opracować logistykę tzw. ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej, czyli wymordowania Żydów europejskich. Wystawa opisuje losy każdego z tych zbrodniarzy. Heydricha zlikwidowali już w 1942 r. czescy cichociemni, dwóch innych zginęło w działaniach wojennych, tylko Eichmanna, który zbiegł do Argentyny i ukrywał się pod fałszywym nazwiskiem, dopadł izraelski Mosad i porwał go do Jerozolimy, gdzie został osądzony i skazany na śmierć. A pozostali? Posiedzieli króciutko w więzieniach RFN, szybko zwalniano ich „ze względu na stan zdrowia” i dożywali swoich dni w spokoju, dobrobycie, a niektórzy nawet w glorii nowych funkcji urzędniczych.
Oglądałem tę wystawę z goryczą i refleksją. Przed procesem norymberskim alianci mieli różne podejście do tej sprawy, ale Europa i świat były zdeterminowane, by wykorzenić faszyzm i ukarać sprawców. Zbrodniarzom z Wannsee powiodło się: ich los się rozstrzygał, gdy już zapadła żelazna kurtyna nad Europą, gdy utrwalała się zimna wojna i każda ze stron tej wojny chętnie korzystała ze wsparcia dawnych wrogów.