Polska znalazła się w rankingu piłkarskim FIFA na 27. miejscu, najgorszym od 2015 r., natomiast wedle World Justice Project (dane za 2020 r.) zajmuje 28. miejsce w rankingu praworządności. To oczywiście całkowicie przypadkowa koincydencja, ale pokuśmy się o taki eksperyment myślowy. Załóżmy, że FIFA, do której to organizacji Polska przystąpiła z własnej i nieprzymuszonej woli w 1923 r., wyznaczyła sędziego X do prowadzenia meczu reprezentacji Polski z Luksemburgiem. Pan Gliński, minister kultury, dziedzictwa narodowego (i sportu), powiadomił p. Infantino (przewodniczącego FIFA), że Krajowa Rada Sportu (KRS w skrócie; faktycznie mamy Społeczną Radę Sportu, ale zmieniłem, aby analogia była wyraźniejsza) wprawdzie szanuje decyzje federacji, ale ma własny program rozwoju narodowego futbolu i powołała na sędziego pana Y, obywatela polskiego.
Na pytanie, skąd ta decyzja, p. Gliński wyjaśnił, że Polska jest suwerennym i specyficznie dumnym państwem, a przeto nie może sobie pozwolić, by sędziowie prowadzący mecze reprezentacji byli wyznaczani niezależnie od KRS – takie kwestie wymagają rozstrzygania w rodzinnym domu. Jak dodał, Trybunał Konstytucyjny niedługo orzeknie, że decyzje KRS mają priorytet wobec postanowień FIFA. Gdy p. Infantino odpowiedział, że – jak mawiali Rzymianie – ex iniuria non oritur ius (z bezprawia nie rodzi się prawo), p. Gliński stwierdził, że żaden punkt statutu FIFA nie nakłada na państwa członkowskie rezygnacji z własnej suwerenności na rzecz wewnętrznych przepisów regulujących działalność Międzynarodowej Federacji Piłki Nożnej w zakresie wyznaczania sędziów.