Kraj

Mamy Euro 2012!

© BE&W, Gamma © BE&W, Gamma
Wygraliśmy ciężki bój. Wspólnie z Ukrainą będziemy organizować Piłkarskie Mistrzostwa Europy w 2012 roku.

Nie tak dawno w walce o sportowe imprezy najwyższej rangi przegraliśmy dwie batalie: odrzucono kandydaturę Zakopanego jako gospodarza zimowych igrzysk olimpijskich w 2012 r., a Poznań nie dostał uniwersjady w 2009 r. Przed nami przymiarka do realizacji zapowiedzi Lecha Kaczyńskiego (jeszcze jako prezydenta stolicy) kandydowania Warszawy do organizacji letnich igrzysk olimpijskich w 2020 r. Ale wcześniej w Cardiff Komitet Wykonawczy UEFA zdecyduje, kto zorganizuje piłkarskie finały Euro 2012.

– To był pomysł Ukraińców. Zaprosili nas do Lwowa, gdzie we wrześniu 2003 r. odbyło się pierwsze w historii posiedzenie zarządu PZPN poza granicami kraju. Uczestniczył w nim jeszcze Kazimierz Górski, który otrzymał wtedy honorowe obywatelstwo tego miasta – wspomina prezes PZPN Michał Listkiewicz.

Wówczas wydawało się, że polsko-ukraińska kandydatura szybko zakończy żywot. Jednak w listopadzie 2005 r., podczas kongresu UEFA na Malcie, działacze europejskiej futbolowej centrali skreślili wyżej notowanych we wszelkich rankingach kandydatów – Grecję i Turcję, a do finałowej rozgrywki zakwalifikowali Włochy, Chorwację i Węgry oraz Polskę i Ukrainę.

Dwa miesiące temu kandydaci dostarczyli do siedziby UEFA w szwajcarskim Nyonie ostatnie dokumenty. – Dokumentacja zawierała opis stu problemowych zagadnień. W sumie zapisane trzy tysiące stron, w tym 25 gwarancji rządowych, umowy z władzami miast, w których mają być rozgrywane mecze, lotniskami, właścicielami stadionów – informuje Adam Olkowicz, szef zespołu PZPN ds. Euro 2012.

Polska i Ukraina starały się o finały Euro po raz pierwszy, Chorwacja po raz drugi, Węgrzy po raz trzeci, a Włosi już je dwa razy organizowali i mają olbrzymie doświadczenie. I choćby z tego powodu nie startowaliśmy w Cardiff w roli faworyta. Oficjele UEFA lubią jednak podkreślać, że europejska federacja prowadzi także działalność misyjną, że zależy jej na promowaniu krajów mniej zamożnych, na angażowaniu ich w organizację wielkich imprez. Te zapowiedzi odczytywano jako szansę dla debiutantów.

Debiutant z Polski w ciągu tych trzech lat zrobił sporo, by zniechęcić decydentów do swojej kandydatury. Afera korupcyjna w polskim futbolu, zawieszenie przez ministra sportu zarządu PZPN, wprowadzenie do związku kuratora – wszystko to sprawiło, że omal nie zawieszono nas w prawach członka UEFA i FIFA, co ostatecznie przekreśliłoby marzenia o finałach Euro. I tych w 2008 r. w Austrii i Szwajcarii, i tych w 2012 r. w Polsce i na Ukrainie. Naszych notowań nie podniosła też niespodziewana zmiana na stanowisku dyrektora sztabu Projektu Euro 2012 i odwieszenie – pod naciskiem prezydenta FIFA Seppa Blattera – zarządu PZPN.

Kłopoty mieli jednak w tym czasie i pozostali kandydaci. Z korupcją i stadionowymi chuliganami zmagali się Włosi, którzy po śmierci policjanta podczas meczu Catania–Palermo zastanawiali się nawet nad wycofaniem swojej kandydatury. Do burd z udziałem faszyzującym pseudokibiców dochodziło też na stadionach w Chorwacji (także podczas meczu z Węgrami!), a sytuacja polityczna na Węgrzech (zamieszki w Budapeszcie ubiegłej jesieni oraz 15 marca) również nie zachęcało do powierzenia im Euro. A nasi kibice? Choć też do aniołów nie należą, to – co nie uszło uwadze UEFA – pokazali się z dobrej strony podczas ubiegłorocznego niemieckiego mundialu. Zresztą sprawy bezpieczeństwa w polsko-ukraińskich projektach przygotowano z wyjątkową starannością.

W Polsce i na Ukrainie sam pomysł organizacji finałów kibice przyjęli początkowo jak ludowy folklor. Nieraz zapowiadano przecież przyjazd wielkich sportowców, a później okazywało się, że wszystko było zagraniem pod publiczkę – ot, ktoś potrzebował więcej głosów w wyborach albo chciał, żeby o jego mieście przez kilka dni było głośno. Obecny wskaźnik poparcia jest jednak najwyższy spośród wszystkich państw ubiegających się o organizację. Niemal 80 proc. Polaków interesujących się sportem jest za, na Ukrainie jeszcze lepiej – wspólny projekt popiera prawie 90 proc. obywateli.

U nas to naprawdę duży sukces. Wydawało się, że początkowe larum, jakie podniosło się po przeanalizowaniu ofert poszczególnych miast i uznaniu Warszawy, Poznania, Gdańska i Wrocławia za polską czwórkę gospodarzy, może storpedować całe przygotowania. Odesłane do grupy miast rezerwowych Chorzów – z największym obecnie w kraju stadionem, a przede wszystkim najciekawszy turystycznie Kraków, nie zgadzały się z decyzjami, jakie podejmował komitet organizacyjny. Zarzucano kierowanie się polityką, bo rząd z PiS, a ratusz z SLD. Po mocnej akcji promocyjnej kibice przekonali się do czystych reguł wyboru, ale i tak zakłada się, że 20 proc. osób niepopierających organizacji Euro w Polsce to właśnie w dużej mierze mieszkańcy Krakowa i Chorzowa.

Łączna liczba miejsc dla widzów na stadionach, które będą gościć kibiców podczas turnieju organizowanego przez Polaków i Ukraińców, wynosi ponad półtora miliona, jednak na razie są to obiekty wirtualne. Baltic Arenę w Gdańsku mają zacząć wznosić w przyszłym roku, o Warszawie mówi się, że buldożery wjadą na plac budowy jeszcze tego lata, jednak mało kto w to wierzy. Z kolei w Poznaniu pracują od 2002 r., a przebudowa Stadionu Olimpijskiego we Wrocławiu ma się zacząć w ciągu najbliższych kilku miesięcy. Przypomina się, że w momencie decyzji o wyborze gospodarza Euro 2004 jego organizatorzy, Portugalczycy, mieli gotowy zaledwie jeden stadion, a dziewięć pozostałych zostało gruntownie zmodernizowanych bądź wybudowanych od zera. Warto przypomnieć także koszty, jakie ponieśli Portugalczycy – najdroższy był nowy Estadio da Luz w Lizbonie, na który wyłożono niemal 85 mln euro, a średni koszt rekonstrukcji istniejącego już obiektu wahał się w granicach 25 mln euro. A portugalski rząd na stadiony, autostrady i hotele wydał w sumie prawie miliard euro!

Teoretycznie ani Polski, ani Ukrainy na to nie stać, jednak z organizacji imprezy płyną korzyści – ożywienie gospodarcze i nowe miejsca pracy. Portugalczycy na imprezie zarobili, a stadiony i autostrady (dwukrotnie skrócono czas podróży z Porto do Lizbony) zostały na trwałe. Według niezależnych ekspertów, polsko-ukraińska oferta wynikała właśnie z naszej ubogiej infrastruktury, zarówno sportowej, jak hotelowej czy drogowej. Wszystko budować będą zachodnie firmy, czasami nawet za pieniądze innych zachodnich firm, dla których rynek polsko-ukraiński jest na tyle ważny, że chciałyby się tu wypromować.

W 2004 r. do Portugalii przyjechało prawie 600 tys. kibiców. Jedynym krajem już teraz dysponującym odpowiednią bazą hotelową, która pomieściłaby tylu gości, są Włochy (które zresztą w ogóle nie potrzebują wielkich inwestycji – mają autostrady i drogi, jedynie modernizacja stadionów wymaga od nich nakładów finansowych). Chorwatom i Węgrom brakuje obiektów cztero- i pięciogwiazdkowych, a w Polsce i na Ukrainie odpowiednie zaplecze jest tylko w Warszawie i Kijowie. W naszej ofercie znajduje się jednak szczegółowy plan rozbudowy infrastruktury noclegowej, a poza tym jako jedyni zaproponowaliśmy także rozwiązania dla kibiców z chudym portfelem – motele, schroniska, campingi, internaty czy miasteczka studenckie.

Polsko-ukraińskim problemem mogą być odległości dzielące poszczególne miasta. Do tej pory dwa kraje tylko raz organizowały mistrzostwa Europy – Belgia z Holandią w 2000 r. W przyszłym roku turniej odbędzie się na stadionach Austrii i Szwajcarii, ale wszystkie te kraje są na tyle małe, że przemieszczanie się z meczu na mecz nie stanowi dla fanów problemu. Z Gdańska do Doniecka – najbardziej wysuniętego na wschód miasta Euro 2012 – pociągiem jedzie się od 35 do 45 godzin. Dla kibica to niemal wieczność. Alternatywa? Brak autostrad, a poza tym największa w historii turniejów o mistrzostwo Europy odległość – niemal 1800 km – zajmuje około 30 godz. jazdy samochodem. I to bez przerwy. Problemem wydaje się także to, że granica polsko-ukraińska jest jednocześnie granicą Unii Europejskiej, która do 2012 r. ma się stać dużo szczelniejsza dzięki międzynarodowej służbie strażniczej. Ciekawe też, jak zostanie rozwiązany problem wiz turystycznych, o jakie obywatele Ukrainy muszą się starać przy wjeździe do naszego kraju. O ile jeszcze mieszkaniec Lwowa bez większych problemów dostaje wizę turystyczną na miesiąc, o tyle już na przykład w Doniecku dłuższych niż dwutygodniowych nie wydają.


Autorzy są dziennikarzami „Przeglądu Sportowego”.

Ile można ugrać
Całkowity dochód z turnieju w 2004 r. wyniósł 1,31 mld franków szwajcarskich i był trzy razy wyższy od sumy, jaką udało się zgromadzić podczas Euro 2000. Wpływy pochodziły przede wszystkim ze sprzedaży praw do transmisji telewizyjnej (860 mln franków), reklam (275 mln), biletów (130 mln) oraz sprzedaży pakietów specjalnych (45 mln). 200 mln franków rozdysponowano pomiędzy konkurujące drużyny. Kolejne 460 mln franków zostało przeznaczone przez UEFA HatTrick Programme dla związków piłkarskich zrzeszonych w UEFA na potrzeby przyszłego rozwoju piłki nożnej oraz inwestycje w infrastrukturę piłkarską. Jest to kwota sześć razy większa niż w przypadku poprzednich mistrzostw. (źródło: www.e2012.org)


Komu się udało

Dotychczasowi gospodarze finałów Euro (w nawiasie liczba uczestników turnieju)
1960* – Francja (4)
1964* – Hiszpania (4)
1968 – Włochy (4)
1972 – Belgia (4)
1976 – Jugosławia (4)
1980 – Włochy (8)
1984 – Francja (8)
1988 – RFN (8)
1992 – Szwecja (8)
1996 – Anglia (16)
2000 – Belgia i Holandia (16)
2004 – Portugalia (16)
2008 – Austria i Szwajcaria (16)
* Turniej rozegrano pod nazwą Puchar Europy Narodów

Dwunastu głosujących ludzi
Gospodarza Euro 2012 wybierali: Michel Platini (Francja), Senes Erzik (Turcja), Wiaczesław Kołoskow (Rosja), Marios N. Lefkaritis (Cypr), Gilberto Madaíl (Portugalia), Gerhard Mayer-Vorfelder (Niemcy), Joseph Mifsud (Malta), Per Ravn Omdal (Norwegia), Mircea Sandu (Rumunia), Mathieu Sprengers (Holandia), Geoffrey Thompson (Anglia), Angel María Villar Llona (Hiszpania). W Komitecie Wykonawczym UEFA są także Grigorij Surkis z Ukrainy i Franco Carraro z Włoch, ale – ze względu na kandydowanie ich krajów – w głosowaniu udziału nie brali.

WIĘCEJ

Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Czytamy i oceniamy nowego Wiedźmina. A Sapkowski pióra nie odkłada. „Pisanie trwa nieprzerwanie”

Andrzej Sapkowski nie odkładał pióra i po dekadzie wydawniczego milczenia publikuje nową powieść o wiedźminie Geralcie. Zapowiada też, że „Rozdroże kruków” to nie jest jego ostatnie słowo.

Marcin Zwierzchowski
26.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną