Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Władza PiS nie chce niemieckich systemów Patriot w Polsce. Możemy zacząć się bać

Prezes PiS Jarosław Kaczyński i szef MON Mariusz Błaszczak Prezes PiS Jarosław Kaczyński i szef MON Mariusz Błaszczak Maciek Jaźwiecki / Agencja Wyborcza.pl
Odrzucenie niemieckiej oferty wsparcia obrony powietrznej Polski jest najbardziej jaskrawym wyrazem prymatu polityki nad bezpieczeństwem w działaniach rządu PiS. Powinno być dzwonkiem alarmowym, którego nie może zagłuszyć propaganda.

Nie wiemy, co dokładnie zdarzyło się między poniedziałkiem a środą w trójkącie Berlin–Warszawa–Nowogrodzka (siedziba PiS), ale coś zdarzyć się musiało. Sekwencja wydarzeń wskazuje bowiem, że po początkowej, zapewne opartej na analizie potrzeb i rekomendacji wojskowych przychylności MON dla oferty wysłania do Polski niemieckich systemów Patriot nastąpiła jakaś interwencja „najwyższych czynników politycznych” i zwrot o 180 stopni. Przykryty nierealistycznym obecnie postulatem wysłania tych samych patriotów na Ukrainę.

Czytaj też: Niemieckie patrioty w Polsce. Żadna ze stron nie może oblać tego testu

Błaszczak połyka własny język bez mrugnięcia okiem

Ani sama propozycja, ani pierwsza reakcja na nią nie była pomysłem z kapelusza. Publiczny komunikat w realiach sojuszniczej współpracy wojskowej nigdy nie jest początkiem procesu, a następuje, gdy strony już pewne elementy ustaliły i przede wszystkim zgodziły się co do sensowności pomysłu. Gdy minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak wyrażał satysfakcję z oferty Niemiec, jego ludzie zapewne mieli ją na biurkach od kilku dni (jeśli nie tygodni). Zresztą Błaszczak nie był sam – pozytywne opinie wyrazili prezydent Andrzej Duda, przedstawiciele wojska i politycy PiS. Poza tym najważniejszym.

Nie ma jasności, kiedy Jarosław Kaczyński dowiedział się o pomyśle niemieckich patriotów, ale gdy w końcu przemówił, zgłosił pomysł inny, wykluczający ich rozmieszczenie w swojej ojczyźnie. W ślad za tym Błaszczak musiał połknąć swój język, co uczynił bez mrugnięcia okiem. To, co zrobi prezydent Duda, Kaczyńskiego najwyraźniej nie obchodzi.

Reklama