Kraj

Co pokazują sondaże? KO blisko PiS, ale niekoniecznie bliżej władzy

Konwencja wyborcza Trzeciej Drogi: PSL i Polski 2050, Grodzisk Mazowiecki, 24 czerwca 2023 r. Konwencja wyborcza Trzeciej Drogi: PSL i Polski 2050, Grodzisk Mazowiecki, 24 czerwca 2023 r. Kuba Atys / Agencja Wyborcza.pl
Gdy spojrzeć na różne warianty poparcia dla partii opozycyjnych, widać, jak dużą rolę mogą odegrać mniejsze ugrupowania. A jedna lista nie jest panaceum na problemy opozycji.

Niedawny wzrost Koalicji Obywatelskiej w sondażach do 34 proc. zbliżył ją na 1 pkt proc. do PiS (35 proc.). To przywróciło optymizm po stronie opozycji, jeśli chodzi o nadzieję na zwycięstwo w jesiennych wyborach do Sejmu. KO przez większość ostatnich kilku lat utrzymywała poparcie poniżej 30 proc. Wzrost ten wydaje się więc potwierdzać narrację, zgodnie z którą opozycja odzyskała swoją polityczną skuteczność. Jednak zbyt duże skupienie się na odrodzeniu KO odwraca uwagę od faktu, że innym częściom opozycji nie udaje się poczynić żadnych postępów – i to być może właśnie z powodu sukcesu KO, a nie pomimo niego.

Czytaj także: Donald Tusk – nie ojciec narodu, ale starszy brat. To było ważne przemówienie

Pięć wariantów Trzeciej Drogi

Gdy poparcie dla dwóch głównych formacji jest bardzo wyrównane, na ostateczny wynik wyborów duży wpływ ma to, jak zmienia się poziom poparcia dla mniejszych partii. Aby lepiej zrozumieć potencjalne konsekwencje tych zmian, przedstawiam poniżej kilka wariantów, w których różne poziomy poparcia dla koalicji Trzeciej Drogi (Polska 2050 i PSL) wpływają na ostateczny rozkład mandatów w Sejmie. A to przekłada się na większość dla jednej lub drugiej strony.

Wybrałem Trzecią Drogę, ponieważ poparcie dla tej formacji było ostatnio najbardziej zmienne, a jako nowej i ideologicznie niejednorodnej koalicji brakuje jej np. względnej stabilności Lewicy. Na początku maja, kiedy zawiązała się ta koalicja, Trzecia Droga miała 14 proc. poparcia – zasadniczo była to kumulacja przedkoalicyjnego poparcia dla Polski 2050 (9 proc.) i PSL (5 proc.).

Jednym z celów koalicji było to, aby obie formacje wzajemnie chroniły się przed spadkiem poniżej progu wyborczego, by mogły uzyskać reprezentację w Sejmie. Najnowsze sondaże wskazują jednak, że – biorąc pod uwagę, że Trzecia Droga ma obecnie tylko 9 proc. poparcia – nowa koalicja i tak może zjechać poniżej wymaganego dla koalicji progu 8 proc.

Mariusz Janicki: Manewry czerwcowe

Wariant A pokazuje obecną sytuację. PiS (35 proc.) ma tylko 1 pkt. proc. przewagi nad KO (34 proc.) w skali kraju, ale jego większa siła w regionach, w których rywalizuje z PSL, oznacza, że jest beneficjentem ostatnich słabszych wyników Trzeciej Drogi. Wyniki te sprawiłyby, że PiS mógłby utrzymać władzę w koalicji z Konfederacją (12 proc.), a prodemokratyczna opozycja miałaby tylko 221 mandatów.

.Ben Stanley/•.

Wariant B pokazuje, co by się stało, gdyby wyniki Trzeciej Drogi dalej słabły. Jeśli nowa koalicja spadłaby minimalnie poniżej progu wyborczego, byłoby to korzystne dla obu większych partii. Ale niewielka przewaga PiS zapewniłaby mu wystarczającą liczbę mandatów do uzyskania wygodnej większości.

.Ben Stanley/•.

Wariant C przedstawia scenariusz „wzajemnej kanibalizacji opozycji”, w którym Trzecia Droga odzyskuje swoje pierwotne 14 proc. udziału w głosach, ale tylko kosztem KO (która w tym scenariuszu uzyskałaby 31 proc., 3 pkt proc. mniej niż obecnie) i Lewicy (która uzyskałaby 5 proc., –2 pkt proc.). W tym przypadku PiS i Konfederacja nadal miałyby wygodną większość 237 mandatów.

.Ben Stanley/•.

Wariant D przedstawia sytuację „wzmocnienia opozycji”, w której Trzecia Droga odzyskuje swoje pierwotne 14 proc. udziału w głosach kosztem PiS (który miałby 32 proc., czyli 3 pkt proc. mniej niż obecnie) i Konfederacji (która miałaby 10 proc., –2 pkt proc.). W tym przypadku następuje duża zmiana liczby mandatów na korzyść prodemokratycznej opozycji, z trójpartyjną koalicją posiadającą 248 mandatów, a samej koalicji KO-Trzecia Droga brakuje tylko ośmiu mandatów do większości dwupartyjnej.

.Ben Stanley/•.

Wreszcie wariant E pokazuje, co by się stało, gdyby Trzecia Droga nagle się odrodziła, podwajając swój poziom poparcia do 18 proc., w przybliżeniu proporcjonalnym kosztem wszystkich partii. W tym przypadku obraz byłby mniej więcej podobny, z trójpartyjną koalicją z 245 mandatami.

.Ben Stanley/•.

Gdy przeanalizować te warianty, widać wyraźnie, że perspektywy zwycięstwa prodemokratycznej opozycji są bardzo wrażliwe na rozkład poparcia między trzema jej formacjami. Z jednej strony, jak pokazuje wariant D, silniejsza Trzecia Droga kosztem PiS i Konfederacji oznacza więcej mandatów dla opozycji z terytorium zdominowanego przez prawicę, a tym samym większą szansę na większość rządzącą dla ugrupowań demokratycznych. Z drugiej strony, jak pokazuje wariant E, im bardziej Trzecia Droga zaczyna rosnąć powyżej swoich początkowych 14 proc., tym bardziej wkracza w udział KO w mandatach. KO staje zatem przed dylematem, jak pomóc Trzeciej Drodze odnieść sukces, nie pomagając jej nadmiernie.

Czytaj też: Jak się nie zgubić? Brytyjski politolog o polskich sondażach

Po „sondażu obywatelskim”. Co opozycji daje jedna lista?

Poniedziałkowa publikacja przez „Gazetę Wyborczą” drugiego „sondażu obywatelskiego” wznowiła też dyskusję na temat innego potencjalnego rozwiązania dla opozycji – jednej listy wyborczej, która zmaksymalizowałaby zyski z mechanizmu d′Hondta, przekładającego głosy na mandaty. Według tego sondażu, jedna lista KO, Polski 2050 i Lewicy zdobyłaby 43,6 proc. głosów, wobec 31,1 proc. dla PiS i 15,4 proc. dla Konfederacji.

Istnieją jednak liczne powody, by wątpić, że jedna lista rozwiązałaby wszystkie problemy opozycji. Po pierwsze, nie ma żadnej pewności, że deklarowane poparcie dla hipotetycznej jednej listy przetrwałoby zderzenie z realiami politycznymi. Obecne poparcie dla KO, Trzeciej Drogi i Lewicy odzwierciedla rzeczywistą dynamikę trwającej kampanii. Dynamika ta uległaby zasadniczej zmianie wraz z pojawieniem się jednej listy, dając PiS liczne możliwości atakowania spójności formacji, która obejmowałaby ideologiczną gamę od Marka Biernackiego do Agnieszki Dziemianowicz-Bąk.

Po drugie, badania obywatelskie sugerują, że zdolność pojedynczej listy do uzyskania większości i tak spada. W marcu autorzy „sondaży obywatelskich” twierdzili, że pojedyncza lista przyniosłaby większość 245 mandatów. W najnowszej wersji liczba ta spadła do 232. Oznacza to więc, że istnieje duże prawdopodobieństwo, iż jedna lista w ogóle nie osiągnie większości.

Po trzecie, istnieją poważne powody, by wątpić w dokładność obliczeń dających jednej liście 232 mandatów. Autorzy używają algorytmu Jarosława Flisa do przeliczania głosów na mandaty, a ten uwzględnia wpływ liczby mandatów dostępnych w każdym z 41 okręgów wyborczych w Polsce, ale nie uwzględnia faktu, że partie są silniejsze w niektórych okręgach niż w innych.

Nie ma sondaży na poziomie okręgów wyborczych, które powiedziałyby nam, jak duże jest poparcie dla różnych partii w miejscach, w których ich głosy są faktycznie przeliczane na mandaty. Najlepiej jest więc założyć, że partie osiągną proporcjonalnie lepsze wyniki niż ich krajowy poziom poparcia tam, gdzie w 2019 r. radziły sobie dobrze, i gorsze tam, gdzie w 2019 r. radziły sobie gorzej. Jeśli takie wagi zostaną zastosowane do danych z sondażu obywatelskiego dla oszacowania poparcia na poziomie okręgów wyborczych, wówczas jedna lista miałaby tylko 221 mandatów, co oznaczałoby zwycięstwo ewentualnej koalicji PiS-Konfederacja.

.Ben Stanley/•.

Jeśli można wyciągnąć jakiś wniosek z trwającej niepewności, to partie opozycyjne muszą zachować delikatną równowagę między wzmacnianiem własnej pozycji a kanibalizowaniem elektoratów innych ugrupowań demokratycznych, a proste rozwiązania niekoniecznie są tak atrakcyjne, jak się wydaje. O ile obecna sytuacja może oznaczać pyrrusowe zwycięstwo KO, to jedna lista niekoniecznie jest panaceum na problemy opozycji.

Czytaj także: Konfederacja i jej amerykańska konwencja. Idą ku władzy tanecznym krokiem

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną