Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Usnarz dwa lata później: horror na granicy trwa. Czy Polska za to odpowie?

Uchodźcy na granicy polsko-białoruskiej. Usnarz, sierpień 2021 r. Uchodźcy na granicy polsko-białoruskiej. Usnarz, sierpień 2021 r. Grzegorz Dąbrowski ‏ / Agencja Wyborcza.pl
8 sierpnia minęła rocznica wydarzeń w Usnarzu Górnym, kiedy to pierwszy raz zobaczyliśmy okrucieństwo pushbacków. Dwa dni temu znaleziono 50. oficjalną śmiertelną ofiarę polskiej polityki wobec uchodźców idących z terenu Białorusi.

Od dwóch lat ludzie w lasach na granicy z Białorusią umierają z zimna, głodu, chorób. Topią się na bagnach i w rzekach, do których – bywa – są zapędzani przez polskich funkcjonariuszy. Spadają, łamiąc kości ze słynnego muru za 1,6 mld zł, i – nierzadko – nie dostają pomocy lekarskiej. Pod koniec kwietnia w szpitalu w Białymstoku zmarł 58-letni Syryjczyk, który w wyniku upadku doznał poważnych obrażeń.

Do tej pory sami aktywiści z Grupy Granica dostali zgłoszenia z prośbą o pomoc od 15 204 osób. Pomogli 8 317, w tym 1041 udzielili pomocy medycznej. Pozostałych nakarmili, dali ubrania, powerbanki, udzielili pomocy prawnej, m.in. w złożeniu i monitorowaniu wniosku o ochronę międzynarodową lub skargi na pushback do Trybunału Praw Człowieka. Co najmniej 2457 z tych ponad 8 tys. osób, którym pomogli wolontariusze, w tym 194 dzieci, funkcjonariusze różnych formacji rzuconych na granicę wypchnęli z powrotem z Polski „na drut”.

Czytaj też: Co się dzieje z uchodźcami na granicy

Władza PiS „zalegalizowała” pushbacki

W Usnarzu po raz pierwszy Polska na własne oczy zobaczyła, jak polscy funkcjonariusze odmawiają zziębniętym, przemoczonym i chorym ludziom pomocy lekarskiej, schronienia, a nawet jedzenia. Jak ludzie ci siedzą w ulewnym deszczu pod gołym niebem, pilnowani przez uzbrojonych pograniczników. Zobaczyliśmy, że Straż Graniczna łamie ustawę o cudzoziemcach i międzynarodowe konwencje, które mówią, że każdy, kto na granicy poprosi o azyl, ma prawo do rozpatrzenia swojego pisma. Obozowisko systematycznie spychano na stronę białoruską, żeby mieć pretekst do odmawiania przyjęcia wniosków o azyl (spychanie na podstawie zdjęć satelitarnych udokumentowała Amnesty International). W niecały miesiąc potem władza „zalegalizowała” pushbacki: szef MSWiA wydał rozporządzenie sprzeczne z ustawą o ochronie cudzoziemców i konwencjami. Pogranicznikom powiedziano, że dzięki temu nie będą odpowiadać za łamanie prawa.

Wszystko to w imię zagrożenia dla państwa, jakie rzekomo miało stanowić najpierw 30, potem kilkunastu bezbronnych afgańskich cywilów: kobiet, mężczyzn i dzieci.

25 sierpnia Europejski Trybunał Praw Człowieka w odpowiedzi na skargę Afgańczyków z Usnarza w ramach tzw. środków tymczasowych nakazał Polsce dostarczyć koczującym pomoc humanitarną. Władze odpowiedziały, że to nie ich sprawa, bo obozowisko jest na terenie Białorusi.

Czytaj też: „Ciemne dni dla Europy”. Świat o kryzysie na polskiej granicy

Tortury na granicy

Potem były następne historie uchodźców. Widzieliśmy, jak kobiety z dziećmi przetrzymywane w placówce w Michałowie, które już kilkakrotnie doświadczyły pushbacków, wywiezione zostały do lasu, gdzie nocą temperatury zbliżały się do zera. Mimo że głośno, w obecności kamer i mikrofonów, prosiły o azyl. Dla ocieplenia wizerunku funkcjonariusze wręczyli im pluszowe misie. Dowiedzieliśmy się, że przerzucili na białoruską stronę, przez drut kolczasty, Nigeryjkę w ciąży: za ręce i nogi, jak worek kartofli (poroniła). Dowiedzieliśmy się, co to „stopa okopowa”, i mogliśmy oglądać takie gnijące kończyny także u dzieci. We wrześniu znaleziono pierwszych sześć trupów.

Wtedy wprowadzono w pasie granicznym stan wyjątkowy, żeby uniemożliwić przekazywanie ludziom takich obrazów i informacji, a także gromadzenie dowodów łamania prawa. A władza prześladowała dziennikarzy dokumentujących sytuację na granicy i wolontariuszy, którzy z narażeniem zdrowia i życia udzielają – już od dwóch lat – pomocy humanitarnej, czyli robią to, co należy do OBOWIĄZKÓW państwa. Prześladowano też medyków, którzy w ramach urlopu, za własne pieniądze i używając własnego sprzętu, udzielali ludziom znalezionym w lesie pomocy – ich karetkę zniszczyli „nieznani sprawcy”.

W październiku władza uchwaliła ustawę wywózkową, która miała na trwałe zalegalizować pushbacki. Potem sądy orzekły, że podobnie jak rozporządzenie MSWiA jest sprzeczna z konstytucją (prawo do azylu, zakaz nieludzkiego i poniżającego traktowania) i międzynarodowymi konwencjami.

Uchodźcy, z którymi rozmawiali aktywiści z Grupy Granica, zgłaszali im bezwzględność, brutalność, a nawet tortury stosowane przez polskich mundurowych. Najczęściej zdarza się niszczenie telefonów komórkowych, co pozbawia wyrzucanych do lasu ludzi możliwości wezwania pomocy. Poza tym odnotowano częste:

• zabieranie i niszczenie ubrań i jedzenia
• zabieranie i niszczenie dokumentów
• zmuszanie osób do przekraczania rzek/niebezpiecznych miejsc podczas wywózek
• bicie pałkami, pięściami
• pryskanie gazem
• zmuszanie biciem i groźbami do podpisywania dokumentów, których osoby nie rozumieją
• bicie łopatami (służby białoruskie)
• rozbieranie i trzymanie na zimnie w niewygodnej pozycji przez dłuższy czas
• kopanie
• groźby, obelgi, upokarzający język
• cięższe pobicia przy użyciu narzędzi
• zabieranie lub niszczenie leków.

Czytaj też: Odbijanki, odpychanki. System wypychania emigrantów

Słynny mur nie powstrzymał migracji

Wiele (prawdopodobnie większość) pushbacków to wywózki dzikie, czyli nienotowane przez Straż Graniczną. Dzięki temu uzyskuje ona mniej drastyczną statystykę i unika administracyjnej procedury wymaganej przez ustawę wywózkową: natychmiastowej, ale formalnej odmowy prośbie o azyl, z zapisem danych osoby ubiegającej się o niego (odwołanie nie wstrzymuje wywózki). Pomaga w tym absurdalna interpretacja przepisu, który mówi, że wniosek o ochronę cudzoziemiec musi złożyć „osobiście”. Administracja dodaje do tego wymóg, by składana była na „stosownym formularzu”. Skąd złapany w lesie cudzoziemiec ma wziąć odpowiedni formularz? I jak ma zmusić funkcjonariusza do jego przyjęcia? Straż Graniczna, a za nią – bywa – sąd administracyjny uznaje, że złożenie wniosku przez upoważnionego do tego pełnomocnika się nie liczy, bo nie jest „osobiste”. Tę interpretację akceptuje też RPO Marcin Wiącek. I uważa, że należałoby zmienić przepis, a nie jego interpretację.

Postawiony rok temu słynny mur za 1,6 mld zł (186,25 km długości, 5,5 m wysokości, zbudowany ze stali, zwieńczony drutem żyletkowym) nie powstrzymał migracji. Według niemieckiego MSZ miesięcznie z Polski do samych Niemiec przedostaje się ponad 1 tys. osób. Tyle samo deklaruje polska Straż Graniczna miesięcznie jako liczbę osób zatrzymanych podczas forsowania muru. Niemcy rozważają przywrócenie kontroli na granicy z Polską.

Mur wygenerował też ogromne koszty związane z jego budową i naprawianiem – uchodźcy usiłują go niszczyć, robią podkopy. Powoduje dodatkowe, nieraz ciężkie obrażenia u osób, które go forsują: złamania (czasem otwarte) kończyn, żeber, urazy kręgosłupa. I napędził biznes przemytu: uchodźcy zagranicznym pośrednikom płacą od 1 tys. euro w górę od osoby.

Trwa też prześladowanie wolontariuszy niosących pomoc: wielogodzinne przetrzymywanie w lesie, często po ciemku, w ramach „legitymowania”, agresja werbalna i fizyczna, zastraszanie, przemoc fizyczna, wytaczanie spraw wykroczeniowych i karnych za rzekomy przemyt ludzi. Są przeszukania i konfiskata sprzętu i darów dla ludzi czekających na ratunek w lesie. A także lustrowanie komputerów i telefonów. Głównym celem represji jest odstraszenie od pomagania, czyli wywołanie tzw. efektu mrożącego. Sądy w zdecydowanej większości umarzają postępowania lub wydają wyroki uniewinniające i nie uwzględniają wniosków o areszt tymczasowy. Podstawowy argument: niesienie pomocy humanitarnej nie jest społecznie szkodliwe, a więc nie podlega karze. Mówi o tym raport Fundacji Helsińskiej.

Zaginięcia na granicy

Skutkiem polityki wywózkowej polskich władz są zaginięcia. Od początku kryzysu do marca tego roku Grupa Granica otrzymała informacje o 344 zaginionych. Ta liczba jednak nie oddaje rzeczywistej skali problemu. Władze nie prowadzą rejestru zaginionych i odmawiają często informacji o losie osób, które zatrzymały w związku z udzieleniem im pomocy przez wolontariuszy. Zasłaniają się m.in. ochroną danych (RODO), ale potrafią też nie udzielać informacji tym, którzy zostali prawnymi pełnomocnikami zaginionych (pełnomocnictwo dostają najczęściej w lesie, w trakcie interwencji humanitarnej). Spośród 344 zgłoszonych do marca osób udało się odnaleźć 107, z czego 17 martwych. Inni trafili za granicę, do placówek Straży Granicznej lub ośrodków strzeżonych dla cudzoziemców, do szpitali. Spośród nieodnalezionych część zapewne nie żyje, a część mogła paść ofiarami handlu ludźmi. Poszukiwaniami zajmują się wolontariusze, a nie państwo. Podobnie jak udzielaniem pomocy humanitarnej i medycznej.

Polityka prowadząca do zaginięć na granicy może być uznana przez Międzynarodowy Trybunał Karny za zbrodnię przeciwko ludzkości, której elementem są właśnie wymuszone zaginięcia. W listopadzie 2021 r. Grupa Granica zapowiedziała złożenie do MTK skargi w sprawie zbrodni przeciwko ludzkości w stosunku do migrantów na polsko-białoruskiej granicy.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną