Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

PiS wyprowadzi nas z Unii? „Do Rzeczy” podgrzewa „wypierpol”

Najnowsza okładka tygodnika „Do Rzeczy” Najnowsza okładka tygodnika „Do Rzeczy” Polityka
Jeśli wypadniemy ze strefy Schengen, to z naszego członkostwa w Unii zostanie pusta wydmuszka. PiS łatwo będzie ją zgnieść i tłumaczyć Polakom, że przecież już nic nie była warta.

„Tak! Należy wyjść z Unii Europejskiej!”. Taki tytuł na swojej okładce wydrukował w poniedziałek prorządowy tygodnik „Do Rzeczy” – pismo karmiące nas tydzień w tydzień antyunijną, a także antyszczepionkową, homofobiczną i antyukraińską propagandą. Rząd za pośrednictwem spółek skarbu państwa ładuje w taką prasę miliony złotych, uzyskując w zamian pseudoideologiczne paliwo dla różnych swoich ciemnych interesów, w tym dla psucia relacji ze wszystkimi dokoła – na czele z naszymi sojusznikami z Unii.

Obóz PiS już od dawna swoimi działaniami potwierdza tezę, że dąży do polexitu czy – jak to trafniej nazywa Donald Tusk – „wypierpolu”. Wyjście Polski z Unii Europejskiej odbywa się na naszych oczach. Na razie nie chodzi tu o formalny proces opuszczenia wspólnoty, bardziej o stopniowe odsuwanie się od niej, skłócanie z partnerami, nieuczestniczenie w unijnych politykach, wstrzymanie funduszy. Jakby to powiedzieli prawnicy: to nie wyjście z Unii de iure, ale – niestety – de facto.

Elementem tego procesu jest właśnie stała antyunijna i antyniemiecka nagonka prowadzona przez PiS i jego media, która nie może pozostawać bez efektu. Polacy wciąż w ponad 80 proc. popierają członkostwo w Unii, ale z czasem to poparcie może stopniowo kruszeć. Po to się nieustannie miota błoto na Brukselę i rzekomo panujący nad nią Berlin, żeby w końcu coś się przylepiło.

Schengen bez Polski?

Tomasz Bielecki opisał najnowszy odcinek tej sagi – wtorkową debatę w Parlamencie Europejskim poświęconą polskiej aferze wizowej.Strefa Schengen opiera się przede wszystkim na zaufaniu między uczestniczącymi w niej państwami. Jeśli obywatele państw trzecich uzyskali prawo do swobodnego przemieszczania się w jej ramach bez dotrzymania odpowiednich warunków i procedur, byłoby to równoznaczne z naruszeniem prawa UE, a w szczególności prawa wizowego” – przypominał wiceszef Komisji Europejskiej Margaritis Schinas.

Kto narusza to zaufanie, może doprowadzić do tego, że Polska może zostać – na początek czasowo – wyłączona ze strefy Schengen, pozwalającej na poruszanie się po Europie bez kontroli granicznych. Na razie polski rząd skąpi Brukseli informacji na temat afery wizowej, obawiając się zapewne, że ujawnienie jej skali zaszkodziłoby kampanii PiS na ostatnim etapie przed wyborami do Sejmu i Senatu. Komisja Europejska zażądała od Warszawy wyjaśnień, ale informacje udzielone przez Warszawę do tej pory okazały się niewystarczające. Termin na przysłanie uzupełnień minął dziś o północy. Europa chce informacji m.in. o liczbie, rodzajach wiz i placówek konsularnych, których dotyczą podejrzenia. A także o miejscach pobytu posiadaczy nielegalnie wydanych wiz i działaniach polskich władz w związku z możliwymi oszustwami i korupcją.

W Unii poza strefą Schengen pozostają dziś Irlandia i Cypr (z własnej woli) oraz Rumunia i Bułgaria (od 16 lat spróbują spełnić wymogi i do niej przystąpić). Wygląda na to, że te dwa ostatnie kraje mogą ostatecznie zostać przyjęte do mechanizmu swobodnych podróży i to jeszcze w tym roku lub w przyszłym. W skrajnym scenariuszu brak wyjaśnień w sprawie afery wizowej mógłby się skończyć tym, że Rumuni i Bułgarzy będą swobodnie jeździli po Unii, a Polacy – niekoniecznie. Nie wspominając o potężnych gospodarczych konsekwencjach ograniczeń w podróżowaniu po Europie. PiS, blokując Brukseli dostęp do informacji, igra z ogniem.

Po co nam taka Unia?

W tym wszystkim nie chodzi zresztą tylko o Schengen. Polska sama wyeliminowała się z wielu unijnych polityk (choćby ostatnio z budowy wspólnej tarczy antyrakietowej czy wcześniej – z europejskiej prokuratury, nie wspominając o wspólnej walucie). Przez wiele lat polscy politycy wszystkich opcji zwalczali pomysły tzw. Europy dwóch prędkości jako szkodliwe dla polskiej racji stanu i czyniące z nas państwo członkowskie drugiej kategorii. Dziś PiS świadomie naciska hamulec i faktycznie daje zgodę na taki kształt Unii. Warszawa blokuje też próby usprawnienia procesu podejmowania decyzji we wspólnocie,zmierzające do ograniczenia zasady jednomyślności w niektórych dziedzinach (a bez tego nie ma mowy o rozszerzeniu Unii, także o Ukrainę).

Nieustanne konflikty z Komisją Europejska w sprawie praworządności to kolejny element polityki PiS wypychający nas z Unii. Polska powoli przestaje funkcjonować jako element wspólnego obrotu prawnego, a wspólnota opiera się przecież przede wszystkim na zasadach i regulacjach prawnych. Spory o praworządność z kolei doprowadziły do samozablokowania przez Warszawę wypłaty unijnych środków. I chodzi tu już nie tylko o nadzwyczajne pieniądze w ramach postcovidowego Krajowego Planu Odbudowy. Z Brukseli słychać coraz wyraźniejsze sygnały, że jeżeli Polska nie wywiąże się z porozumienia z Unią dotyczącego wymiaru sprawiedliwości, wstrzymane mogą być wypłaty kolejnych miliardów euro, już z unijnego budżetu na lata 2021–27.

Jeśli wypadniemy także ze strefy Schengen, to z naszego członkostwa w Unii zostanie pusta wydmuszka. PiS łatwo będzie ją zgnieść i tłumaczyć Polakom, że przecież już nic nie była warta: bez pieniędzy, swobodnych podróży, wspólnych wartości i polityk takie członkostwo nie ma sensu. Nie potrzeba do tego nawet referendum – zgodnie z prawem wystarczy wniosek rządu i głosowanie w Sejmie i z dnia na dzień możemy się znaleźć poza wspólnotą. No chyba że 15 października Polacy pokażą, że wolą w Europie zostać.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama