Marsz „Ani jednej bomby więcej. Wolna Palestyna” ma się rozpocząć o 13 w najbliższą sobotę 18 października przy pl. Zbawiciela. Uczestnicy przejdą ulicami Warszawy w okolice ambasady Izraela, co zaniepokoiło zarówno policję, jak i samą ambasadę. Prezydent Rafał Trzaskowski zakazał zgromadzenia ze względu „na możliwość zakłócenia bezpieczeństwa i porządku publicznego”.
Miasto powołało się na opinię policji, z której miałoby wynikać, że eskalacja napięć w związku z wojną w Ukrainie, ale także między Izraelem a Palestyną, może „w istotny sposób zwiększyć zagrożenie terrorystyczne”. Policja podtrzymała tę opinię również po zmianie miejsca kończącego marsz – pierwotnie miał dotrzeć pod samą siedzibę ambasady przy ul. Krzywickiego, na prośbę ratusza organizator zdecydował się na zbieg ulic Filtrowej i Krzywickiego.
Palestyna–Izrael. Marsze z incydentami
W uzasadnieniu swojej decyzji miasto podważało też pokojowe intencje organizatorów, powołując się na niedawne zdarzenia: na jednej z demonstracji norweska studentka niosła baner z napisem „Keep the world clean” (utrzymać świat w czystości) i gwiazdą Dawida umieszczoną w koszu na śmieci. Sprawa obiegła polskie i zagraniczne media, policja zawiadomiła prokuraturę.
Na dzisiejszej rozprawie przed Sądem Okręgowym w Warszawie pani Julita, organizatorka sobotniego marszu, wyjaśniała, że nie brała udziału w tamtej demonstracji ani jej nie organizowała. Jak dodała, sprawa ze studentką to pojedynczy incydent podczas wielu różnych manifestacji solidarności z Palestyńczykami.