Naleśnikarnia, obstrukcja i złośliwi przeszkadzacze z PiS. Kpiny z komisji śledczych się zemszczą
Na razie niewiele zapisało się w pamięci społecznej z kilkutygodniowych prac sejmowych komisji śledczych. I o to właśnie chodzi ludziom z PiS – żeby wszystko to okazało się komiczne, „memiczne”, niepoważne. I mają szansę swój cel osiągnąć.
Co trzy komisje – to nie jedna. Muszą podzielić się uwagą opinii publicznej i wspólnie walczyć z inflacją autorytetu wszelkich gremiów formalnych, których działanie prezentowane jest opinii publicznej w formie swego rodzaju serialu, czyli produkcji medialnej. Jest ich w naszych czasach tyle i tak często są tylko autopromocją występujących w nich osób, że mało kto traktuje je całkiem poważnie. Demokracji to bynajmniej nie pomaga. Za to politykom o formacie populistycznym – owszem. Jeśli tylko utracą skrupuły i bez reszty oddadzą się hucpiarstwu.
Tak jak np. Przemysław Czarnek i Marek Suski – byli ministrowie, a obecnie patentowani złośliwi „przeszkadzacze”, dokuczający i przygadujący, byle tylko wytrącić posłów rządzącej koalicji z równowagi, przypodobać się swoim zwolennikom i kolegom z partii. Głupie to i dziecinne, ale skuteczne.
Komisje śledcze. Piłka jest w grze
Komisje śledcze – ta do spraw podsłuchów za pomocą programu Pegasus, ta zajmująca się aferą wizową oraz ta do spraw wyborów kopertowych – nie mają dobrego startu ani dobrej prasy. Owszem, nikt się nie spodziewał, że będą mogły odegrać tak wielką rolę polityczną jak komisja ds. afery Rywina z 2003 r., bo czasy już nie te. Inne są media i inna – nieporównanie mniejsza – wrażliwość społeczna na nadużycia władzy.